W rozsypce


Statystyki pokazują, że w latach 2002-2010 jedenaście na czternaście prób samobójczych zakończyło się zgonem. 45% wybiera żyletki, ten sam procent szkło, a pozostałe 10% – inne ostre przedmioty. Statystyki pokazują, że z dziewięćdziesięciu czterech dziewczynek mających od dziesięciu do czternastu lat aż 56% zraniło się przynajmniej raz w życiu. Przypalanie się, cięcie, dźganie, kłucie, wymierzanie ciosów. Czysta autodestrukcja.

Wiele lat temu Kathleen Glasow pisała notatki do nowej książki w autobusie. Uniosła wzrok, gdy przysiadła się do niej dziewczyna, chwilę potem: zamarła. Spojrzała na jej skórę, pokrytą świeżymi liniami, cienkimi bliznami – i zaparło jej dech nie dlatego, że odczuła niechęć/nienawiść/przerażenie – ale dlatego, że ona także ma taką skórę. Dziewczyna czując na sobie wzrok, pospiesznie opuściła rękawy. Kathleen pragnęła podwinąć swoje, powiedzieć „Jestem taka jak ty! Nie jesteś sama!”, ale nie zrobiła tego. Jak sama mówi – „Powinnam była pokazać jej, że nawet pogrążona w głębinach własnego wnętrza, nie jest sama”. Zamiast tego napisała powieść.

„Dziewczyna w rozsypce”

Powieść ta to historia Charlie – nastolatki, która z ulicy trafia ośrodka, którego priorytetem jest nie tylko uwolnienie dziewczyny z sidła narkotyków, ale także podarowanie szansy na zaakceptowanie siebie, walkę z chorobami i odwagę, zapewniająca funkcjonowanie poza szpitalnymi murami. To jedna z tych, książek, która być może –  jest to debiut autorki – nie należy do tych najwybitniejszych, najbardziej chwytających za serce. Ale to jedna z tych książek, o której się myśli po skończeniu i po miesiącach. Urzekła mnie lekkością czytania, podjętym tematem: bo dość nieszablonowym, wielopłaszczyznowym i dotykającym ogrom problemów nastolatków.
„Oddychaj. Jest strasznie tylko przez krótką chwilę.”


„Dziewczyna w rozsypce”. Oto oda dla wszystkich, którzy są właśnie tacy: rozsypani, niestabilni, rozbici, wytrąceni, zawieszeni gdzieś ponad resztą świata. Oto oda dla wszystkich, którzy doznali bólu, którzy hasztag #bluemonday używają nie tylko częściej niż raz do roku, ale częściej niż w każdy poniedziałek. Lub w co drugi dzień. Nie jest to książka, zasługująca na nagrody, oklaski i owacje, ale jest to w pewnym stopniu pozycja warta uwagi: szczególnie przez młodzież, która szuka czegoś napisanego ładnym, nieco zakrawającym na poetycki język, wrażliwego, a jednocześnie brutalnego i po prostu, smutnego.
Tekst napisany we współpracy z wydawcą.