Wielka rozpacz ("Achaja")



"Dobre, bo polskie" - mówią, niezależnie czego dotyczy. Mówią też, że polska fantastyka ostatnimi czasy wysoki poziom sobie zajęła. Nie mnie to oceniać, ponieważ przygodę z rodzimą literaturą zaczynam, jednak Achaję mam już za sobą i nie wiążę z nią wspomnień najpiękniejszych

Achaja to młoda księżniczka, która wskutek dworskich intryg coraz bardziej oddala się do pozycji przyszłej królowej. Brutalnie odepchnięta od należnego jej tronu, upokarzająco traktowana przez macochę, ignorowana przez ojca. Tak wygląda jej rzeczywistość. Nie mogło być gorzej? Jasne, że mogło! Los zsyła ją do wojska i niewoli gdzie poznaje smak życia człowieka w pełnym okrucieństwa świecie. Dziewczyna hardzieje i wie, że aby coś od życia otrzymać trzeba również coś poświęcić.

Piękna historia, prawda? Można by pomyśleć że Autor jest geniuszem w kreowaniu niewinnych, głupiutkich dziewcząt, które przejrzały na oczy. Na takie podium bym go jednak nie wznosiła, bo pomimo że pomysł ambitny, wykonanie już nie.

Nie dało się nie zauważyć, ze autor miał jeden głowy cel. Zrujnować życie Achai, dać jej nadzieję, zrujnować, dać nadzieję. To błędne koło powtarza się bez przerwy. Bez przerwy powtarzają się też głupie momenty, wręcz rażące niedoskonałości fabuły, sztuczny stylizowany na lekki język wieśniaka.

Język, no właśnie…. Za nic do mnie nie trafiał. Wydaje się taki… grubiański. Nie mam na myśli wulgaryzmów, lecz całą resztę. Przeglądając kartki zauważyłam ze większość strony stanowią dialogi, proste rozmowy wieśniaków, niewolników, pełne tysiąca wykrzykników, przedłużonych samogłosek. Pewnie dlatego ta mowa wydaje mi się tak obca i nie mogłam jej przyswoić.


A gdyby usunąć te wszystkie błędy, niedoskonałości, nadmierne wykrzykniki i pytajniki??????? Nie????!!!!!!! Och, przepraszam, kto wydaje powieści "pokroju" Achai grubości zeszytu…

Cała powieść była niezwykle nużąca. Długo się z nią męczyłam i przyłapałam się nawet na tym, ze sprawdzałam ile stron dzieli mnie do końca rozdziału, w którym wracamy do Achai, bo tak naprawdę jej historia była najbardziej znośna i żywa.

Co do Achai. Zmuszałam się, by ja polubić. Było mi jej żal, współczułam jej lecz ona po tylu upadkach tak naprawdę nie odbiła się od dna. Początkowo była całkiem obojętna, na krzywdy, jakie wyrządzała jej macocha, inni. Nigdy nie miałam takiej ochoty, by z irytacji złapać bohatera za ramiona i potrząsnąć nim z  całej siły. Tutaj tak. „Obudź się, nie widzisz co ona co robi? Jesteś księżniczką, nie niewolnicą”. Ziemiański nie zaprzątał sobie głowy aby stworzyć prawdziwa osobowość kobiety. Większość z nich to idiotki, nałożnice, ofiary losu.


"Każda kobieta jest głupia, głupsza niż najbardziej tępy facet."

Najchętniej nie polecałabym nikomu, ponieważ jest to powieść dla niewymagających czytelników, którzy nie mają własnych wymagań odnośnie lektury i czytają wszystko co w ręce wpadnie. W takim razie droga wolna. Ja osobiście kolejnej części raczej nie przeczytam. Chyba, że będzie to ostatnia książka na świecie, która przetrwa jakąś apokalipsę. Ale o Niebiosa, niech to tego nigdy nie dojdzie.

Zwróć uwagę na powyższą grafikę. To właśnie na takim pieńku mam ochotę położyć Achajkę i zmusić siekierę, miecz, przypadkowy oręż, nawet patyk, do wykonania należnej powinności. Aha i przyjrzyjcie się okładce, aby łatwiej Wam było unikać.