"Teen Wolf", czyli nie wiem co biorą reżyserowie, ale niech biorą tego mniej


Dawno, dawno temu, w czasach, gdy słowiańskie vulcolaca, greckie vrykolokas, czy wreszcie polski wilkołak, wywodzący się od zrekonstruowanego indoeuropejskiego wlkwos, wzbudzał w ludziach strach, działy się rzeczy przedziwne. Opowieści o stworach tych, skutecznie spędzały ludziom sen z powiek, a ich mordercze i krwawe oblicza niosły się magią przekazu ustnego na koniec świata i jeszcze dalej. Jednak wszystko ewoluuje. Oswoiliśmy te bestie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Sztuka, kinematografia i przede wszystkim literatura sprawiły, że słynący ze straszenia nim dzieci – vulcolaca, zwyczajnie został oswojony. Ale nie tylko. Sami sprezentowaliśmy mu, jak i któremuś z potomków Draculi, modne ubrania, drogie iPhony, aroganckie ego i możliwość cywilizowanego życia czy edukacji. Zginął morderczy szał, ustępując przystojnym wilczkom, którzy problemy mają równie przyziemne jak każdy inny ludzki nastolatek.

I z pełną świadomością tego wszystkiego zaczęłam oglądać popularny serial „Teen Wolf”. Już sama nazwa sprawia, że wiemy, z czym mamy do czynienia. Bo czy samo wolf, nie powinno być przestrogą dla tych, którzy momentami mają dość paranormali? Z drugiej strony dobry chwyt dla zwolenników tego gatunku. Ja osobiście nie dumałam nad nazwą przed rozpoczęciem seansu, bo w ostatecznym rozrachunku, teraz, bo 3 sezonach, śmiem twierdzić, że to nie jest paranormal romance. To dobry thriller, czasami podchodzący pod horror, to świetny dramat, wyciskacz łez, maszyna do skręcania kiszek. To czysto psychologiczna kupa wszystkiego.



Scott McCall nie chciał być wilkołakiem. Może i nie lubił swojego życia, to fakt, ale żeby stać się nagle bezdusznym mięsożercą? Chodził do szkoły, miał najlepszego kumpla Stilesa, powoli wciskał się w szranki szkolnej drużyny larcrosse’a. Był nikim. Tak powiedział w którymś z odcinków drugiego sezonu. Był nikim, a potem stał się czymś i wszystko zaczęło się zmieniać i komplikować. Szczególnie wtedy, gdy okazało się, że ojciec jego dziewczyny jest łowcą i istnieje prawdopodobieństwo, że zaraz odetnie mu głowę….

Postacie są i ich nie ma. Odchodzą, wyjeżdżają, nie wytrzymują, chcą odetchnąć. Ale jeśli je mamy to są najbardziej powszechnymi standardami: przyjaciel-błazen, który zawsze potrafi rozładować napięcie, przystojny kapitan drużyny, dorosły wilkołak, kompan i nauczyciel wilkołactwa oraz dziewczyna, o uśpionych jeszcze zdolnościach. To wszystko znamy bardzo dobrze, gdyby nie pewien fakt, że z biegiem czasu los odwróci i ich karty, a wtedy, nie chcąc Wam przekazać za dużo, staną się najbardziej nieszablonowymi postaciami jakie istnieją.

Jak już wspomniałam – to nie paranormal. Owszem, obracamy się w gronie wilkołaków, ale tych o swojej pierwotnej, normalnej, można by rzec naturze. Ten serial to kumulująca się sterta zagadek, miks wszelkich kultur, potworów i mitów. Lubisz mitologię celtycką? Spoko, zaraz znajdziemy dla Ciebie jakiegoś potworka. A co sądzisz o składaniu ofiar? Tak dla zabawy, tak, żeby pognębić trochę biednego widza, a co. Reżyser zadbał również o świetne tło zdarzeń. Odcinek z psychiatrykiem był genialny, ten z nawiedzonym hotelem jeszcze lepszy, a dodatki w formie retrospekcji tylko zwiększyły hołd, który oddaję temu serialowi. Sprawił, że widz cierpi, że jego łzy mieszają się ze śmiechem, a w bólu występować będą przebłyski dorosłego zrozumienia. Taki był ten serial. Bezlitosny i niesamowicie genialny.



Pierwszy sezon – najsłabszy. Efekty, łagodnie mówiąc, nie powalają, wilkołak wygląda jak pluszowy miś z czerwonymi oczkami, ale na to można przymknąć oko, początki są trudne, budżet jest mały. Pod pewnym względem ten serial to niesamowity kontrast, ogromna różność. Po pierwszym sezonie widać było, że ma się do czynienia z czystym beniaminkiem. Nie tylko chodzi o efekty, ale o ujęcia, muzykę, niewonność. Niewinność, tak. Z każdym kolejnym sezonem „Teen Wolf” traci na humorze, a przecież to wypowiedzi zawsze w najmniej odpowiednim momencie, sprawiały, że ten serial oglądało się tak przyjemnie. W kolejnych sezonach sytuacja trochę się zmienia, a raczej zmienia się diametralnie, na lepsze, i na gorsze, ale głównie to pierwsze. Bohaterowie dorastają, coraz bardziej zdają sobie sprawę z konsekwencji i niebezpieczeństwa, co sprawia, że atmosfera nie jest już tak żartobliwa, jest duszno od niepokoju, prawie jak na rzeźni. Muzyka, ach! Geniusz sam w sobie. Ujęcia, POMYSŁ!, zgrabne zaplatanie konfliktów i dodawanie odpowiednich wątków tak, by widz nigdy się nie nudził. "Teen Wolf" to serial z ogromnym potencjałem, który z odcinka na odcinek zostaje coraz bardziej wykorzystany.

Parę dni temu skończyłam trzeci sezon, który przez wielu internautów uznawany jest za najlepszy. Czy się zgodzę? Zdecydowanie najlepszy jest ten trzeci, więc warto, naprawdę warto przebić się przez ten pierwszy, najbardziej lekki, romantyczny i nieskomplikowany. Warto przebrnąć przez tę parę odcinków, by potem wzruszać się, zakochiwać i nienawidzić. Bo jest tego warty, zdecydowanie polecam. „Teen Wolf” jak każdy inny serial powinien być dobrym zabójcą czasu, lecz poza tym zabił moją świadomość, że wilkołaki nie równają się wampiryzmowi, są nudne, wyświechtane, a mitologie i pradawne legendy zwyczajnie nudne. Nie są, uwierzcie mi.



Na koniec mam dla perełki dla niezdecydowanych, które znalazłam pod danymi odcinkami. 
Miłego oglądania!


"O jezus maryja! Nie wiem co biorą reżyserowie tego serialu, ale niech biorą mniej" Tanoshiku
 "Jeju, ale się zestresowałam na tym odcinku XD Obrót wydarzeń jest tak zaskakujący... WOW!" Nahira
"Za każdym razem obiecuję sobie: tylko jeden odcinek. Zawsze, ZAWSZE kończę oglądać nad ranem. To jakiś żart? Nienawidzeeeeeeeeeee. PS kocham Isaac'a!"  paulix3



Znacie, słyszeliście bądź oglądaliście kiedyś "Teen Wolf"? A może śledzicie losy innego serialu?