Niezawodny sposób na wpakowanie się w kłopoty


Problemy się omija. Tak jest najłatwiej. Jeśli wchodzisz na ścieżkę i wiesz, że na drodze spotka Cię parę przykrych niespodzianek, wybierasz inną. Szukasz prostszego rozwiązania. Idziesz na łatwiznę. Jeśli chcesz być wolnym od kłopotów, stajesz się niewidzialny. Chowasz się jak do wielkiej, starej szafy, Twoja wola walki zapada się gdy siedzisz sobie wśród zwisających z wieszaków ubrań. I nie odzywasz się, bo to może wywołać niechciane potyczki. Bo to zbyt ryzykowne. Bo wtedy już Cię zauważą i nie dadzą żyć. Swoje zdanie masz tylko w myślach, obłoczki pary wodnej na fińskim mrozie nigdy nie zdradzą twych największych słabości. Sukcesem są silne ramiona, wysportowana sylwetka, zwinność i sztuka kamuflażu. Całe piękno tkwi w niewyróżnianiu się. Ciszy.

Aż do czasu. Postawa Lumikki Andersson prysła jak mydlana bańka, jednego z tych przeklętych dni. Dzień jak co dzień – mogłoby się wydawać. Dziewczyna dzierżąc w dłoni najukochańszą czarną kawę przeciska się przez grube zaspy śniegu; tak bardzo kocha szkołę, że jest w stanie poświęcić dla niej życie, kiedy na zewnątrz panują niesamowite mrozy. Odbębnić kolejny dzień i nie wpakować się w żadne bagno, myśli zapewne. No cóż, los chciał, że nie wszystko idzie po jej myśli. Ale gdy ona jeszcze o tym nie wie, wchodzi do Ciemni, takiej skrytki, odizolowanego zakątka – jedyne miejsce w liceum, gdzie pobyć można samemu. Chociaż, nie… Teraz już nie. Dziewczyna w Ciemni znalazła całą masę banknotów. Starannie wypranych, porozwieszanych na sznurkach, jakby nigdy nic, jakby były to skarpetki albo bielizna. Wypranych z krwi. A to oznacza jedno – taktyka Lumikki zawiodła. Tym razem kamuflaż nie powiódł się. Tym razem dziewczyna wpadła po kolana dzieląc bagno z trójką licealistów lubiących zabawę, policjantem i rosyjsko-estońsko-fińską mafią.

Salla Simukka
Salla Simukka mnie zaskoczyła. I pozytywnie i negatywnie, bo szczerze powiedziawszy ta powieść do najwybitniejszych nie należy, ale jest ciekawa. Ale ma potencjał. I trzyma przynajmniej równy poziom.

To bez wątpienia powieść wyjątkowa. „Pierwsza na polskim rynku sensacja fińska dla młodzieży!” Powieść, która skradła moje serce przede wszystkim urzekającym motywem – motywem baśni.  Nie jest on natrętny, ale na tyle delikatny i czasami subtelnie przewijający się poprzez cytaty, kolory, nawiązania do fabuł. Przykładem jest imię – Lumikki z fińskiego oznaczające Śnieżkę. Bo właśnie tematem przewodnim jest Królewna Śnieżka. I z takim połączniem – kryminalno-baśniowym całość prezentuje się niesamowicie atrakcyjnie i tajemniczo. Wraz z przepiękną okładką!

Na plus wychodzi również język, chociaż z drugiej strony mogłabym się do niego przyczepić. Wydawało mi się czasem, że autorka momentami ma zbyt wiele do powiedzenia. Kryminały kiedyś podczytywałam i doskonale pamiętam ten rzeczowy i wartki, typowy „kryminalny język”, którego Salla Simukka zamienia na bardziej wyniosły, bogaty i stylizowany by nadać powieści nutę enigmatyczności. To jest świetne, pobudza zmysły, sprawia, że książka nie daje o sobie zapomnieć, ale jednocześnie zaobserwować możemy przydługie opisy. Nie, nie takie jak „W pustyni w puszczy”, ale zawierające elementy, których z czystym sercem bym się pozbyła, bo odbierają powieści tej całe piękno dobrego kryminału – wartką i szybko poprowadzoną akcję.

Kolejnym, bardzo chwiejnym aspektem są bohaterowie. Lumikki pokochałam jak żadną inną bohaterkę, ponieważ, wydaje mi się, jej osoba jest najbardziej normalna i stanowi najlepszy przykład zwykłej nastolatki. Nie ma super mocy, nie pije ludzkiej krwi, ani nie staje na czele rebelii. Rebelię ma w sobie, własne przeżycia były dla niej ciosem, po którym nie potrafiła się podnieść. Z czasem zhardziała i totalnie urzekła mnie swoją niebanalną osobowością – osoby pijącej tylko czarną kawę, mającą nieumeblowane mieszkanie, uwielbiającą aerobik połączony z pewną formą sztuk walki. Ogólnie młodzież przedstawiona w tej powieści wreszcie zachowuje się jak młodzież. Bez wymuszonych i starych żarcików z czasów naszych rodziców, a tych tak bardzo "moich", że nie miałam pojęcia o ich istnieniu poza szkołą, a co dopiero w Finlandii. Czułam się jakby parę znajomych osób tam siedziało – w tej książce – i dyktowało bohaterom jaką kwestię mają powiedzieć. I byłoby w sumie idealnie gdyby nie oni. Chłopcy. Dwoje bohaterów, o których więcej informacji znaleźć można tylko na początku znajomości z Lumikki. Około dwa akapity na jednego. To bohaterowie główni – Kasper i Tukka – a wiemy o nich tyle co nic, a w zasadzie tylko zawód ojca tego drugiego, ich parę cech czy nawyków. I to, że lubią grać na konsoli – prawie zawsze grali na konsoli. A w porównaniu z Elisą – bohaterką równie ważną – o nich mamy śmieszną garstkę informacji, bo na problemach dziewczyny skupia się przynajmniej połowa książki. Ale jestem wyrozumiała, autorka na historię tych dwóch ma jeszcze dwa kolejne tomy.

„Czerwone jak krew” to dobry kryminał i thriller dla młodzieży, ale zapewne i dorośli dostać mogą zielone światło. Zdecydowanie urzekający był motyw baśni, wcale nienachalny, ale grający w historii pewną rolę, bez której to wszystko wydawałoby się płytkie i pozbawione  sensu. Zaskakujący, choć parę momentów udało mi się odgadnąć. Całość wygląda jak studnia. Im głębiej wchodzisz, tym bliższy jesteś rozwiązania, jednocześnie wokół wszystko robi się ciemne, zaczynasz szukać po omacku aż w końcu poznajesz zakończenie – zimne jak podziemna woda. Wokół unoszą się dziwne zapachy, zgnilizna rozkładającego się ciała, proch strzelniczy i dym. Ale gdy spotykasz tak waleczną osobę jak Lumikki, nabierasz trochę nadziei dla tej trylogii, dla całej zagadki. Jest niewątpliwym światełkiem w tunelu, a ja chciałabym znać ją osobiście.

Czerwone jak krew | Białe jak śnieg | Czarne jak heban