List do Czytelników


30.06.2016
Drodzy Przyjaciele,

wybaczcie mi tę internetową papeterię. Wybaczcie fakt, że mój list nie wpadnie do Waszych skrzynek, a pojawi się jedynie w liście czytelniczej bloggera. Przepraszam również za ten zbudowany z pikseli arkusz papieru i litery, których nie napisałam odręcznie, jednak musicie zrozumieć, nieważne jak trudne by to było – postęp brnie do przodu i nikogo już nie dziwi, że listonosz przekazuje jedynie paczki i rachunki, a niekoniecznie to najważniejsze: pocztówki, telegramy, listy.

Najbardziej żal mi tego, że prawdziwe emocje zawarte w korespondencji zostały wyparte przez nieskrywające w sobie ani odrobiny subtelności skróty, półzdania pisane w pośpiechu. Emoji. To coś innego, niż poplamiony atramentem lub świeżo zaparzoną kawą pergamin, czy ten wyperfumowany, który nawet bez dodatkowych zabiegów zapachowych, swoją słodyczą ucieszyłby adresata. Wiele też czasu poświęcić można nad sentymentalnymi podróżami do czasów, kiedy wiadomości zwrotnej nie dostawaliśmy po kilku minutach na telefon, a po tygodniu, może nawet kilku; kiedy zaglądanie do skrzynki pocztowej nie wiązało się z reklamami o pożyczkę czy gazetami promocyjnymi do sklepu za rogiem, a było chwilą łączącą nutę ekscytacji z uczuciem niepewności.

Przeczytałam ostatnio, że myśli są bardziej przejrzyste, kiedy się je zapisze. To możliwe, ale niektóre z nich na zawsze będą nieprzeniknione, nieuporządkowane. Na chwilę obecną, pewna jestem tylko tego, że Shaun Usher to cholernie dobry człowiek. To, co on zrobił – umówmy się – to jest sztuka. Stworzył powieść inną. Niespotykaną. Jego talent? Ułożenie cudzej korespondencji w ten sposób, żeby każdy kolejny list zaskakiwał z jeszcze większą mocą. Właśnie tę iskrę umiejętności podziwiałam przez tygodnie lektury "Listów Niezapomnianych", które zebrał i opracował. Tygodnie, bo nie jestem przesadną fanką szybkiego czytania – czytałam głównie kilka, niekiedy tylko jeden list dziennie. Niektóre potrzebowały czasu do strawienia, inne przemierzałam wzrokiem wielokrotnie, kilka z nich przeczytałam mojej rodzinie. Znaczący twórca literatury XX wieku, Bohumil Hrabal jakby chciał ująć tę powieść w słowach: "tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych." I raczej nie dałoby się tego opisać trafniej.

To podróż w migawkach, to seria ujęć cudzego życia. To historia, której nie znamy. Intymne momenty, przyjacielskie rady, prośby do prezydentów, opisy wojen, często relacje ostatnich chwil życia. Niekiedy do listu dołączona jest odpowiedź, jednak to rzadkość – reszta pozostaje raczej samotna, jako jeden element, jeden moment z życia nadawcy, który oddziałuje i fascynuje. Tym, co było oraz tym, co po wysłaniu się wydarzy. "Listy Niezapomniane" to cudownie zaprezentowana kolekcja pereł sztuki epistolografii. Wiadomości wzruszających, wzbudzających niepokój, szacunek, przerażenie, czy też tych, przy których nie sposób o uśmiech. Są tu korespondencje naszych rodaków, przede wszystkim jest list Karola Wojtyły kilka chwil po tym, jak stał się Janem Pawłem II. Jest Abraham Lincoln, Sylvia Plath, jest również list napisany na terakotowej misie, pochodzący z Starożytnego Egiptu. W moją pamięć z pewnością najbardziej zapadnie list matki do nienarodzonego dziecka, ostatnie notatki pasażerów lotu nr 123, niezwykle emocjonalny list Dylana Thomasa do jego żony, oraz jeden, zatytułowany: "Dlaczego jestem ateistką?". Uwielbiam też uzasadnienie zawarte w liście Eleanor Roosvelt, w którym rezygnuje z członkostwa w organizacji DAR dlatego, że tamtejszy zarząd nie pozwolił czarnoskórej piosenkarce zaśpiewać na Constitution Hall. Spotkacie tu Victora Hugo, Kurta Cobaina, Florence Nightingale czy Walta Disneya oraz wielu, wielu innych, którzy na papierze pozostawili ślady swojego prawdziwego oblicza. Nie zastanawiajcie się. Nie musicie znać poprzedniego tomu. Listy są różne: oficjalne, prywatne, motywacyjne. Są też te niezapomniane, niezatarte pomimo przetrwanych lat, tragiczne, zabawne, ale nade wszystko – ponadczasowe. Pozwólcie sobie – ten jeden raz – przeniknąć do innej sytuacji, wziąć do ręki cudzą korespondencję i stać się ponownym odbiorcą tych stu dwudziestu czterech niezwykłych historii.
Taka okazja nie zdarza się codziennie.
Z najlepszymi życzeniami,
Natalia.


PS. Kłaniam się wydawnictwu Sine Qua Non za przepiękne wydanie, bezbłędne tłumaczenie oraz udostępnienie drugiego tomu "Listów Niezapomnianych" mojej osobie. Czytanie tej powieści było niezwykłym przeżyciem.