Spiski, religia i akcja. Za to kocham Browna ("Kod Leonarda da Vinci")



Po niektórych autorach oczekuje się, iż każda jego kolejna książka będzie lepsza od poprzedniczki. Autor zdobędzie większe doświadczenie w rzemiośle pisarskim, a jego zasób słownictwa wzbogaci się o nowe, bardziej wyidealizowane słowa. No, cóż… nie do końca tak jest.

Powieść pełna kontrastów.

Bo najchętniej czyta się o rzeczach zakazanych.

I pomimo, że książka ta jest definitywnie słabiej napisana od "Aniołów i demonów", to informacje, jakich się dowiadujemy kłębią się w głowie bez przerwy, wciąż zaskakując i dając dla myślenia. I przeczytam kolejną część, mam nadzieję, że się nie zawiodę.

„Kod Leonarda Da Vinci” został wydany w 2003 r. i już wtedy okrzyknięto go „thrillerem wszechczasów”. Dotychczas sprzedano ok. 40 mln egzemplarzy książki. Jej autor Dan Brown jest najbardziej kontrowersyjnym autorem literatury sensacyjnej ostatnich lat.

Sama zaś fabuła książki skupia się, na kolejnej zagadce, tajemniczym morderstwie i zamieszanym w to wszystko ruchu/sekcie. To już gdzieś było, prawda? Dokładnie identyczny schemat wystąpił w „Aniołach i Demonach” – pierwszej części cyklu o wykładowcy symboliki religijnej na Harvardzie, Robercie Langdonie.

Tym razem akcja rozgrywa się we Francji, a ofiarą morderstwa jest kustosz muzeum w Luwrze. Zwłoki zostają znalezione w pozycji przypominającej rysunek człowieka witruwiańskiego Leonarda da Vinci, na którym przedstawione są idealne proporcje ludzkiego ciała. Policja przypuszcza, iż w zabójstwo zamieszany jest nie kto inny jak Robert Langdon, na którego wskazuje szereg zagadek. 

Po poprzedniej części spodziewałam się czegoś równie dobrego. Choć czytałam niepochlebne recenzje i słabe oceny, przymykałam na nie oko, bo wiecie jak to jest. Trzeba spróbować na sobie.

Jak dla mnie, fabuła powieści jest nierówna, a poszczególne fragmenty znacznie od siebie odstają, jeśli chodzi o akcję i ich tempo. Początek - ciekawy, zachęcający, niestety następnie zmierzyć musimy się z oczekiwaniem. Z tak długim oczekiwaniem, że postanowiłam odłożyć „Kod Leonarda da Vinci” i zanim do niego wróciłam przeczytałam kolejne dwie książki. Kiedy termin oddania książek w bibliotece zbliżał się niemiłosierne, zebrałam się w sobie i przeczytałam.

Tak się składa, że część, która była przede mną jest zupełnie inna i skrywa wiele niespodzianek. Tak więc z pełnym optymizmem zaczęłam zagłębiać się i… bum!Zarówno tempo akcji, i tajemnice i ciekawostki religijne, wszystko się zaostrzyło. Dostrzegłam ogromną zmianę, jakby przez ten czas, który książka odleżała na półce, ktoś wstrzyknął jej coś niekoniecznie legalnego, a ona odzyskała wszystko, czego jej brakowało, a co było w „Aniołach i Demonach”, wszystkie siły witalne, energię, chęć do życia.

Kto nie słyszał o Mona Lisie, lub Ostatniej Wieczerzy, spod pędzla tytułowego renesansowego artysty? Brown w sposób kontrowersyjny opisuje nam najdrobniejsze elementy obrazów, na które nigdy nie zwrócilibyśmy uwagi. Co robi Maria Magdalena u boku Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy? Dlaczego reszta apostołów wyraźnie się od niej odsuwa, obmawia ją? I to jest naprawdę zaskakujące, że autor opowiada to tak lekkim językiem tu nie znajdziesz żadnych trudnych określeń, rodem z Wikipedii.

To właśnie dzięki ciekawostkom, jestem w stanie zapomnieć o tym fatalnym początku, dzięki nim mam ochotę kupić tę książkę, kupić wszystkie książki Dana Browna. Tu wspomina się  o rzeczach powszechnie nie do przyjęcia, coś o czym dzisiejszy kościół nie wspomina, ba!, on to odrzuca, ukrywa to, uznaje za herezje. 

Polecam zainteresowanym historią, niekoniecznie przepełnionym miłością Paryżem, polecam wszystkim, którzy czują niedosyt teologiczny w fajnej, luźnej formie powieści.

Anioły i Demony | Kod Leonarda da Vinci | Zaginiony Symbol | Inferno