Dlaczego kochamy baśnie?



Urodziłam się piętnaście lat temu, i dziwnie się czuję z myślą, że to był jeszcze wiek XX. Wiek XX jako liczba i technologia. I choć ciężko byłoby mi teraz żyć bez Internetu, życie dawniej uważam za pasmo rzeczy przyjemnych, chwil beztroskich i innych. Zdecydowanie innych. Bajkowych.

Naszym atrybutem dzieciństwa była baśń. Budowaliśmy razem kolorową otoczkę, odgradzającą od czynności normalnych, rutynowych i żyło nam się lepiej. Żyliśmy w społeczności, tak jak żyjemy teraz, tyle że nie internetowej, a społeczności baśniowej. Zamykaliśmy się w wyimaginowanej bańce mydlanej, braliśmy książkę do ręki i zatracaliśmy się w słodkich, podkoloryzowanych zakończeniach, wielkich królewskich ślubach. Dlaczego by nie robić tego i teraz?

Dlaczego kochamy baśnie?, jest według mnie pytaniem ponadczasowym, właśnie dzięki ponadczasowości czytanych przez nas baśni. Powodów do ich czytania mogłabym wymieniać w nieskończoność. W nawet najgorszy, najbardziej pechowy dzień, w piątek, albo nawet w poniedziałek taka baśń potrafi nieźle postawić na nogi. W każdej postaci, czy to filmowej, animowanej, czy też papierowej. Najgorsze właśnie jest codzienne zabieganie, i to właśnie ta forma posiada wyjątkową różdżkę i zupełnie jak Harry Potter, przywraca kolory naszemu życiu. Czy jest autentyczna? Nie. W prawdziwym życiu nie wszystko zawsze idzie tak, żeby wygrało dobro, nie zawsze ono okazuje się potężniejsze od zła. Nie każda kobieta odnajdzie swojego księcia na białym koniu, a jeśli tak, to pewnie w jakiejś Mazdzie czy Volkswagenie. Życie nie jest idealne, ale baśnie takie są i to napawa niezwykłą wiarą. W najprostszy na świecie sposób uczy by nie zejść na złą drogę, nie poddać się wpływowi niewłaściwych ludzi. Każda baśń ma niepowtarzalny morał i to dlatego je kochamy. Po prostu. Bo lubimy pomarzyć, bo fantastyki nie da się nie lubić. Bo kreują postacie niezwykle wyraziste i jednoznaczne. Bo fajnie jest odpłynąć na tę parę chwil i poddać się myślom beztroskim, o pałacach, balach i niekończących się przygodach.

Wszystkie piękne motywy baśni pojawiają się w „Akademii Dobra i Zła”, nadając jej klimat bajkowy, ale ponury także. Zachwycająca jest możliwość oparcia książki dla młodzieży na podstawach naszego dzieciństwa. To przez ten aspekt ta książka od pierwszych chwil wydaje się niesamowicie bliska naszemu sercu, naszym wymaganiom, spełniając warunek bajkowości, na którą mamy i zawsze mieliśmy ochotę czytać. Nie wiem czy zakończy się happy endem, to dopiero pierwszy tom, ale jednocześnie to książka wyjątkowo samodzielna i odbiegająca od tradycji, przed co nadal trzyma w napięciu i wyróżnia się swoją innością.

Podoba mi się pomysł książek, pomysł gier, seriali i filmów na postawie baśni. Cieszy mnie to, że szerzą się w zastraszającym tempie, przyciągając młodych, pełnych magicznej wyobraźni widzów i czytelników, oraz tych starszych, napawając masą pięknych wspomnień i nostalgią. Za sobą, jeśli chodzi o kino, mamy „Czarownicę”, mamy opowieść o Śnieżce w wykonaniu zarówno Lily Collins, jak i Kristen Stewart. Niedawno ukazała się premiera „Kopciuszka” – rewelacyjna i bardzo, bardzo bajkowa!, a wkrótce podziwiać będziemy Emmę Watson jako Bellę u boku Bestii.

Unowocześnianie baśni to piękna rzecz, piękna inicjatywa. Ponieważ przykro jest po prostu o nich zapomnieć, nie wypada nie znać historii „Jasia i Małgosi”, „Roszpunki” czy „Czerwonego Kapturka”. Czasami odbiegają one od znanego nam oryginału, ale sens i morał na zawsze pozostanie ten sam.
Warto zachwycać się baśniami, nawet jeśli są inne. I niech to będzie zachwyt przez wielkie Z, ponieważ zwyczajnie w świecie na to zasługują. 

Co sądzicie o pomysłach inspirowanych baśniami? I w ogóle, czy czytaliście, a może podczytujecie nadal - sobie, rodzeństwu i dzieciom, te najpopularniejsze i te mniej popularne baśnie?