Fabryka nowych osobowości ("Starter")




Aktorstwo to niewątpliwie kraina powodzenia, euforii i cudownego szczęścia. I nie, nie mam na myśli hajsu, numerów do sławnych osób, możliwości obracania się w ich zacnym gronie i bogatych bankietów. Aktor jest jak czytelnik. Żyje milionem innych żyć i serio, gdyby jego talent można byłoby sobie kupić na bazarku, dałabym za niego grube złotówki z mojej świnki skarbonki.

Ludzie przyszłości też są jak aktorzy, którzy żyją i oddychają tylko by dostać nową rolę. Nową szansę. Choć starzy i zniedołężniali (80-130 lat), to nadal pełni wiary w to, że pewnego dnia ich życie zacznie się na nowo. I zaczyna, a oni są spełnieni. Przyczyną tego są Starterzy, a wśród nich nastoletnia Callie. Młodzi oddają swoje ciała, pozwalają wszczepiać chipy, podłączać kable by potem starzy mogli w nich mieszkać przez okres wynajmu i cieszyć się raz jeszcze: młodością, możliwościami, sprawnością fizyczną, nieskazitelnym wyglądem. Takie są zasady. Później Starterzy zabierają wypłatę i zaczynają zaznawać spokoju, ich sytuacja materialna znacznie się poprawiła, dlatego nie muszą już żebrać, kraść, rabować, uciekać. A jednak nie wszystko idzie po myśli nastoletniej Starterki Callie…

Nowych dystopii na rynku książkowym łapię się jak lian w wiecznie zielonych lasach Amazonii. Niejednokrotnie wspominałam już, jak bardzo pałam miłością do tego gatunku, dlatego zarówno i dla mnie, i dla reszty miłośników jest to gwarantowany must have. Ale co z resztą, czy dla wszystkich?

„Starter” to dystopia z krwi i kości – nie antyutopia, nie utopia a właśnie coś, co idealnie odnosi się do nowoczesnej technologii, która daje równie idealnie wymierzonego kopa samą tematyką już na pierwszej stronie. Zacznijmy od możliwości wypożyczenia ciała, która teraz wydaje się zbyt prosta, zbyt oczywista, a jednak poprowadzona w sposób, jakiego nie zrobiłby żaden inny pisarz. Autorka tej książki idealnie rozłożyła zagadkowość, narzuciła świetny klimat, coś jakby mgła mroku, wątpliwości i czającego się niebezpieczeństwa oraz niewiedzy. Czytelnik niewątpliwie zastanawia się nad prawdopodobieństwem; ja sama nie mogłam dopuścić do siebie takiej myśli, że kiedyś, za pięćdziesiąt, sto, sto osiemdziesiąt lat właśnie może wyglądać życie. I z takim właśnie intrygującym wejściem Lissa Price rozpoczyna tę powieść, początek duologii dziwnie frustrującej, wywołującej mieszane uczucia, a jednocześnie nadal nieidealnej.

Dosyć słodkości, zacznę od wad. Być może nie było czasu, być może nie było pomysłu, sposobu albo autorka w ogóle nie zdawała sobie tego sprawy, ale w moim odczuciu bohaterowie wypadli nieco papierowo. Główna bohaterka akurat nie, na nią i tak poświęcono czasu od groma, dlatego dziwiłabym się, że jest źle wykreowana, przeciwnie  jest w porządku. Polubiłam ją. Za to inni, ci poboczni – jej brat, przyjaciel, przyjaciółka – to osoby, o których dużo w książce się napomina, a niekoniecznie dużo oni robią, nie mają odrębnych charakterów, nie odznaczają się żadną cechą, a jeśli tak robią to w sposób tak nieudolny, że mam ochotę przestać o nich czytać.

Lissa Price za to rekompensuje się akcją. Jest ona mocno zarysowana, jest wyraźna i nieskomplikowana. Prawie jak rozpędzony pociąg pędzący prosto na Twoją twarz, kiedy stoisz na torach kolejowych, niczym słup soli, który pragnie uciec, lecz nie może. Pociąg nie zatrzyma się, tylko z impetem huknie i zmiażdży każdą tkankę ciała po kolei. Drapieżność, nieokiełznanie, brak jakichkolwiek hamulców. To chyba największy aspekt tej książki. To, i nieprzewidywalność. To ja po przeczytaniu zakończenia. To ja, kiedy dociera do mnie ta cała bezsensowna perfekcja ostatnich rozdziałów, kiedy świat potraktował mnie kolanami w brzuch, odebrał oddech, odebrał nadzieję. Co-to-było-za-zakończenie! Totalny wybuch mózgu, niesamowicie nieprzewidywalne i serce odbierające, wywołujące zarówno płacz jak i materialną wściekłość. Co-to-było-za-zakończenie! Wow!


Starter to must have dla wszystkich wielbicieli fantastyki przyszłości. Mocny zarys akcji, drapieżność i nieprzewidywalne zakończenie, które zrobiło papkę z mojego mózgu to zapewne jedne z wielu zalet tej powieści, których nie wyłapałam. Jedyne, co odrzuca mnie w „Starterze” to słabe wykreowanie bohaterów pobocznych, ale nie jest to na tyle rażące by przez książkę nie przebrnąć. To książka lekka, książka dynamiczna i przede wszystkim książka, która daje do myślenia. O tym, czy faktycznie przyszłość może zaskoczyć nas takim obrotem spraw i czy bylibyśmy w stanie się jej przeciwstawić. 

Starter | Ender

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Albatros! :))