Jak wprawić w odrętwienie


Philip Chesterfield powiedział kiedyś zdanie, które idealnie określa relacje między dwoma bohaterkami książki, o której dziś piszę.

"Im niżej stoją od nas nasi przyjaciele, tym bardziej ich lubimy."
Wyobraźcie sobie schody. Te prostopadłościany ułożone w kolejności rosnącej, służą nam codziennie i są jednymi z najmniej zwracających uwagę przedmiotów. Istnieją i tyle. Odwiedzamy je przelotem, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo przypominają społeczeństwo, drabinę feudalną, hierarchię ludzkości. Rachel na przykład, – bohaterka powieści Charlee Fam "Ostatni pociąg do Babylon" – miałaby świetny widok z czwartego piętra na pojedynczy schodek Aubrey tuż przy wejściu na parterze. Stamtąd zawsze mogła patrzeć na nią z góry, zawsze mogła podglądać jej nieudolne próby picia alkoholu, umawiania się z chłopakami. Aubrey zaś, nie potrafiła nigdy przeciwstawić się przyjaciółce, w pewnym sensie była ona jej autorytetem – zawsze wzbudzała największe zainteresowanie, była bardziej doświadczona, pewna siebie i popularna. Życie w cieniu zazwyczaj nie przeszkadzało Aubrey. Zazwyczaj.

Wiele lat później drogi dziewczyn się rozchodzą. Dzielą je kilometry, wkrótce dzielą je i światy. Podczas gdy Aubrey od pięciu lat pisze listy pożegnalne dla swojej rodziny, jeszcze nie całkiem przygotowana do samobójstwa, Rachel robi to w jednym momencie, bez cienia zawahania, a Aubrey nie wie, czy powinna ją opłakiwać, czy gorzko się śmiać. I zdecydowanie nie ma ochoty jechać na pogrzeb, spotykać się z ludźmi, którym nie ma nic do powiedzenia, być w miejscach, które wolałaby zapomnieć i stawiać czoło wspomnieniom, które już dawno wyrzuciła z pamięci. Również nie wie, czy powinna odsłuchać wiadomość, którą była przyjaciółka nagrała dla niej przed śmiercią.

Powrót do rodzinnego miasta może być dla Aubrey okazją by ponownie zmierzyć się z demonami przeszłości i zdefiniować się na nowo, lub ulec całkowitemu zniszczeniu.

Ciężko jest ubrać mi w słowa jak czułam się po przeczytaniu "Ostatniego pociągu do Babylon". Rozbita, zdruzgotana, lekko przerażona? Zdecydowanie. Mam ciarki, kiedy piszę o tej książce. Niepokoi mnie jej autentyczność, wiedza, że toksyczne przyjaźnie są i zawsze będą, boję się, że czasem identyfikuję się z Aubrey i Rachel, przeraża mnie klimat – opowieść Aubrey, dziewczyny na dnie, otoczona mgiełką enigmatyczności, braku samoakceptacji, życiowego niepowodzenia. To frustrująca książka.

Ale pomimo potencjału jaki kryje, zdecydowanie brakło jej tego "czegoś". Rzeczy, która rozłożyłaby mnie na łopatki, rozładowała emocjonalnie, wepchnęła w ciemną przepaść. Czekałam na wybuch, który prawdopodobnie pojawić miał się na pogrzebie, ponieważ mowa o nim była od samego początku, a dostałam jedynie jakąś groteskową scenkę, która trwała krócej niż mrugnięcie oka. Wyczekiwane starcie nie było w żadnym stopniu satysfakcjonujące, śmieszne jedynie i zupełnie głupie, nieodpowiedzialne. W ogóle ta część narracji nie powalała nagłym zwrotem wydarzeń, w przeciwieństwie do tej drugiej…

Ta druga przywodzi wspomnienia Mii z powieści "Zostań jeśli kochasz". Zarówno ona jak i Aubrey przez całą powieść przebywają w szpitalu i to ich wspomnienia oraz myśli napędzają całą fabułę. Retrospekcje Aubrey dzielą się na: wydarzenia, które zdarzyły się przed pogrzebem (czyli te mniej emocjonujące) oraz opowieści opisujące przyjaźń dziewczyn, coś w rodzaju kartek z pamiętnika, które wyjaśniają pewne motywy i postępowania głównej bohaterki, a poza tym są niebywale pouczające i ciekawe. Począwszy od szkolnej ławki, do wspólnej butelki. Od lat dziecięcych po młodzieżowe imprezy. Te elementy, elementy wspomnień, fragmenty historii są diabelsko intrygujące. Czytelnik cały czas pragnie zrozumieć skąd bierze się niechęć Aubrey do Rachel, czeka aż autorka w końcu dojdzie do opisywania tego tragicznego wydarzenia, które sprawiło, że obie tak się od siebie oddaliły. Które sprawiło, że Aubrey bierze tajemnicze tabletki, jest tak zamknięta w sobie, a jednocześnie zimna i cyniczna. Jaką wiadomość zostawiła Rachel Aubrey przed śmiercią? Dlaczego popełniła samobójstwo, skoro miała idealne życie? Co albo kto sprawiło, że przestały być przyjaciółkami? Wieczne pytania, wiecznie budzące się wątpliwości, niewiadome, mnóstwo zagadek, niezamkniętych rozdziałów, plaga niedopowiedzeń.

Dawno nie czytałam powieści tak melancholijnej, takiej, która miałaby ten charakterystyczny klimat powieści o narkomanach, alkoholikach. Gwarantuję Wam, że jej aura natychmiast udziela się czytelnikowi. I nie ukrywam – byłam nieźle zdołowana, czasem nawet rozdrażniona i głęboko poruszona. Taką książką się żyje. Pierwszy rozdział był naprawdę dziwny. I świetny. Właściwie pierwsze rozdziały zawsze powinny być właśnie takie – przyciągające uwagę, piekielnie intrygujące, zapadające w pamięć. Ten był mocny. Zresztą sprawdźcie sami:
"Deszcz siecze w ostrym świetle latarń, wysokich jak żyrafy. Nikt mnie nie widzi. Wycieraczki tańczą na przedniej szybie. I smuga dymu. I wciąż cię czuję, szorstkie opuszki twoich palców, uśmiech Kota z Cheshire, który nie znika z twojej twarzy, kiedy mnie pożerasz. Kawałek. Po. Kawałku. Twoje włosy są miękkie, przemyka mi przez myśl, że pewnie używasz odżywki. Dziwne. Pewnie mama cię nauczyła. Potem jednak przypominam sobie, że twoja matka nie żyje. I robi mi się przykro. Przykro z jej powodu. Wycieraczki tańczą na przedniej szybie, smuga dymu unosi się z papierosa, silnik buczy, a ja buduję domek z patyków po lodach, a ty mnie pożerasz i może to przez zioło, ale mam wrażenie, że zaraz rozszczepię się na kawałki, a ty mówisz wyluzuj, spokojnie, mówisz, żebym się zamknęła, twój kumpel próbuje spać, a ja mówię przestań przestań przestań […] twoja ręka tłumi moje nieme krzyki [...] kumpel kaszle, a ja próbuję zapełnić pustkę, którą we mnie wydrążyłeś i próbuję zignorować twoją moc niszczenia, naszą moc tworzenia, wycieraczki tańczą w obłąkańczym rytmie, smuga dymu unosi się z papierosa, twój kumpel kasze, buduję domek z patyków po lodach."
Pięknie. Jestem pod wrażeniem, kocham takie książki. Takie, które nie owijają w bawełnę i są totalnie bezpośrednie, dosłowne, dosadne, a jednocześnie tak tajemnicze i pełne filozoficznych porównań. Wulgaryzmy które się tu przewijają, podkreślają to piękno, nie są nadużywane, ich sporadyczne występowanie jedynie pomagają trafnie nakreślić świat przedstawiony. Dobrze użyte przekleństwo jest okej, jeśli nie tolerujesz ich w literaturze, świetnie podkreśla argumenty, emocje i często po prostu pasuje. A to książka, w której w wszystko do siebie pasuje, w której wszystko idealnie współgra. Która przejmuje władzę nad czytelnikiem, która zawładnie jego umysłem. Każda strona była męcząca, huśtawki nastroju Aubrey nie należały do najmilszych wspomnień, ale i tak o nich czytałam. I tak nie mogłam się oderwać. To powieść, która wywołuję burzę sprzecznych uczuć, skłania do przemyśleń, jednocześnie będąc cichą przestrogą w stronę czytelnika, stonowaną i taką, którą człowiek wyłapać musi sam. Czego tu nie uwielbiać?

Uległość Aubrey w latach dziecięcych zgasła dawno temu i w niczym nie przypomina już dziewczynki na posyłki, cicho przebywającej w cieniu sławnej koleżanki. Obecnie zyskała ona ogromną ilość mojej sympatii – nieco cyniczna, szorstka, bezpośrednia i ironiczna. Uwielbiam takie zadziorne bohaterki. Z elokwencją, z charyzmą. Z problemami.
"[...] miałam ochotę powiedzieć, żeby się zamknęła, że nie ma prawa mnie wypytywać, że ma przestać, natychmiast przestać, bo nie chce poznać odpowiedzi, nie chce nosić tego ciężaru, bo to będzie zbyt trudne, za to ja muszę go nosić, już do końca, już nigdy się go nie pozbędę, jestem wrakiem, kurwa, ruiną, wypełnia mnie potworny strach, wykręca flaki, a ona nie chce o tym wiedzieć. […]
Znów osunęłam się na ziemię, przycisnęłam twarz do kolan.
– Proszę – mruknęłam. – Zostaw mnie. – Gorące łzy plamiły moje dżinsy.
– Aubrey.
– Na pięć, kurwa, minut, mamo. Zostaw mnie samą na pięć zasranych minut."
"Ostatni pociąg do Babylon" to opowieść do dojrzewaniu w zniewoleniu, życiu w niepewności, w świetle ludzi skrytych za fasadą masek idealnych, ludzi, których wielkie nadzieje zakończyła toksyczność przyjaźni. To opowieść o próbie parcia naprzód, pomimo ucisku, historia o pięknej miłości, zdradzie i byciu odepchniętym, opisana przez nastolatkę, którą mógłby być każdy z nas. Powieść o życiu niewyobrażanie brutalnym, ilustrująca prawdziwą zawiść i przestrzegająca przed ludźmi, którzy nie są warci naszej uwagi. Opowieść wyróżniająca się przede wszystkim genialnym klimatem, świetną kreacją bohaterów, zgrabnym i pomysłowym poprowadzeniem fabuły oraz pasmem spisków, zdrad i ciosów skierowanych w serca. To powieść może nie zasługująca na miano "wybitnej", ale na "wartej przeczytania" zdecydowanie.
Za wstrząsającą lekturę dziękuję wydawnictwu Jaguar!