"Dopóki nie zgasną gwiazdy", czyli nikt już nie jest bezpieczny


Świat przed Upadkiem był zupełnie inny. Teraz ludzie po zmroku nie wychodzą z domów, nie ma już księdza, który odprawiałby egzorcyzmy, starzy i młodzi nie spotykają się tak chętnie jak kiedyś, nikt też nie cieszy się z małych rzeczy: dziecięcych obyczajów, białego puchu za oknem, towarzystwa najbliższych. Wszyscy żyją w strachu. Za zaryglowanymi drzwiami i zasłoniętymi oknami w ciemności czyha niebezpieczeństwo o niewinnych rozmiarach i niepozornej nazwie. Świetliki. Plaga jaśniejących owadów, rozprzestrzeniająca się jak pożar, która ponad wszystko pragnie opętać blaskiem duszę człowieka, gdzie – zyska pełną nieśmiertelność. Irracjonalne? Cóż, to nie koniec. Ich powstanie zapoczątkowała roztrzaskana kometa, z której się wylęgły – i jako że mieszkańcy jej pojawienie się uznali za karę boską, przyjęła ona imię Lucyfera. Więc aby gniew Boga mieszkańców nie dosięgnął – przenieśli się oni w góry. I w takiej rzeczywistości żyje Kacper – buntowniczy nastolatek, którego ambicja każde opuścić rodzinę i dom i wyruszyć się na wyprawę, która może kosztować go życie. Wystarczy jeden nieostrożny krok by jaśniejące w ciemności światła ogarnęły jego duszę...

Epicka, ciśnie mi się na usta za każdym razem, gdy przewracam stronę. A za nią tysiąc "a jednak": a jednak można stworzyć coś zupełnie, w stu procentach innego, a jednak możliwe jest napisanie post-apokalipsy zdecydowanie różnej niż te powszechnie znane, a jednak jest coś bazujące na wizji przyszłości, które nie uczepiło się nastolatków zjednoczonych przeciwko systemowi oraz nie rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych. I wiecie co? Jestem dumna, pomimo, że nie czytało mi się tę książkę najlepiej i bywały momenty nieco nużące – szóstą książkę Piotra Patykiewicza, a zarazem moją pierwszą spod jego pióra uważam za całkowicie udaną.

Chociaż początki mieliśmy trudne. Strony z jedną tylko linijką dialogu (a raczej monologu) pośród długachnych opisów przywodziły mi na myśl "W pustyni i w puszczy" w wersji "na zimno". Jedni mogą być w pełni usatysfakcjonowani bogatymi opisami przyrody, śniegu, jaki pokrywał stoki i dzikich pustkowi – ale nie ja. Ja czytałam tę książkę prawie miesiąc, nużyła mnie w sposobie przedstawienia historii – nie była nudna, co to to nie, ale trudna w odbiorze, wymagająca pełnego skupienia. Automatycznie więc towarzyszył mi problem, kiedy to musiałam wmuszać sobie czytanie tej powieści; owszem, byłam ciekawa losów bohaterów, nie mogłam usiedzieć myśląc o zakończeniu (swoją drogą wyjątkowo słabym i niesamowicie otwartym), ale –  wizja zmierzenia się z ciężkim językiem autora i pełnych słów, których na pewno nie znajdziecie w książce tłumaczonej, oraz myśl o ogromnej liczbie opisów zniechęcała mnie okropnie. (Więc trochę z nich ominęłam, to naprawdę niezła metoda).

Powytykałam, ponarzekałam i ogólnie można by rzec – zniechęciłam połowę z Was zapewne wzmianką o ukochanym nobliście Henryku, którego cuda tak dobrze znamy z list lektur szkolnych, czyt. przymusu edukacyjnego. Ale uwierzcie – wcale nie miałam tego na celu. Kojarzycie "Drogę" Cormaca McCarthy’ego (albo film o tym samym tytule)? Tak, tę książkę która otrzymała w 2007 nagrodę Pulitzera, i którą jedni z Was uważają za arcydzieło, emocjonalną oraz wzruszającą post-apokalipsę, a drudzy – smętną wędrówkę ojca z synem opisaną tak mozolnie, że już ten Sienkiewicz bawi lepiej? (Ja zdecydowanie zaliczam się do pierwszej grupy!) Niezależnie od opinii – Patykiewicz przemycił z "Drogi" do swojego dziecka klimat błąkania po opustoszałych ulicach, surową rzeczywistość, masę wyrachowania, sprawiając, że polska powieść stała się równie poruszająca, co klasyka gatunku.

Ogromną rolę w tej powieści odrywa religia, która właściwie składa się z wielu niedopowiedzeń i tajemnic – Lucyfer, meteoryt, egzorcyzmy, próba św. Jerzego.  To ogromna zaleta tej książki – właśnie ta mistyczność, opanowanie przeplecione przejęciem, chwile religijnego uniesienia. To cegiełka budująca rozległy i trójwymiarowy świat, niepowtarzalny klimat i niespotykany podczas czytania – moment wywołujący ciarki. To książka dla wszystkich wiekowo, ale nie koniecznie dla każdego. To lektura mądra, piękna, niosąca na pewno pewne wartości i co za tym idzie – dosyć wymagająca. Czasami trudna, czasem frustrująca i przydługa, ale niepowtarzalna w każdym calu. Jestem dumna.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN! :))

Ps. Spójrzcie tylko jakie piękne ilustracje!
Ps2. I jak? Skusicie się?