Moja data nadeszła


To była ponura godzina dziewiętnasta, przed sobą miałam wtedy jeszcze nierozwiązane zadania z matematyki, które rozwiązania doczekać się nie miały, – przynajmniej tego dnia, – migoczący ekran monitora i parę okręgów od kubka z kawą pozostawionych na biurku. Ciemno było w tym pokoju, bo ciemność mnie nastraja, wyzwala nutę kreatywności w jesiennie wieczory, kiedy natchnienie wręcz spływa z opuszków na klawiaturę. Ślimaczymi ruchami wklepywałam jakieś idiotyczne nazwy stron internetowych, które o dziwo, i tak okazywały się być zajęte. Tego dnia, 19 października poznałam każdą odmianę frustracji. Ale w końcu się udało.

 We want to escape

Nigdy nie byłam zbyt pewna siebie, lata spędzone w szkole nauczyły mnie niewychylania się z szeregu i sprawnych uników. Ale mimo tego – tamtego dnia śmiało patrzyłam w przyszłość. Byłam szczęśliwa jak nigdy przedtem, nawet szablon Simple wydawał mi się strojny, życie było kolorowe, bo pracowałam czytając i pracowałam pisząc. Z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że zbyt długo analizowałam możliwość blogowania, zbyt długo kalkulowałam każde za i każde przeciw. Ale obecnie nie wyobrażam sobie tego roku. Bez Was, bez e-maili z powiadomieniem o nowym komentarzu, bez namiętnego odświeżania skrzynki (swoją drogą polecam rozszerzenie do przeglądarki "Sprawdzanie poczty Google"), bez wchodzenia do Was, jarania się statystykami, komunikacji na fanpage’u czy lubimyczytac.pl, robienia zdjęć książkom i przede wszystkim – bez pisania. To bezprecedensowo – nawiązując do Colleen Hoover, której bez blogosfery pewnie bym nie poznała – "najlepsiejsza rzecz na całym bożym świecie".

Moja data nadeszła. Rok temu powstało to miejsce. Dojrzewało w cieniu wielu innych i mimo, że nie wyróżniało się nadto, nie osiągnęło niebywałych wyników i nie urodziło Bóg wie jakich owoców – jestem z niego niesamowicie dumna. Z tego miejsca pragnę podziękować Wam, obserwatorom, czytelnikom, wydawnictwom, komentującym. Każdy z Was sprawia, że moje myśli nigdy nie przestają krążyć wokół tego, co najbardziej kocham i tego, jak cudownie jest mieć swoje miejsce w Internecie. Gdy jesteście aktywni uśmiecham się szerzej, myślę pozytywniej i w ogóle, świat wydaje się zupełnie tylko mój. Nie jestem dobra w jubileuszowych przemówieniach: śledząc inne urodzinowe posty na blogach często wyobrażałam sobie jak ja ten dzień opiszę: z emfazą, z pompą, pełnym wielkich słów. Cóż, wyszło mi coś na podobieństwo sentymentalnego lania wody, ale za to z dodatkiem hektolitrów wdzięczności. Mam nadzieję, że i takie połączenie Wam podejdzie.

To wspaniałe uczucie i to wspaniała rocznica, więc bądźcie czujni, ponieważ coś nadchodzi.