Czytania
Nawet zdajesz sobie sprawy,
siedząc wygodnie w tym fotelu i popijając pewnie coś ciepłego, jak wiele krzywd
dzieje się w tym momencie. Jak wiele bólu doświadczają setki, jak wiele łez
wylewają tysiące. Jest tu trochę ponad 7 miliarda dusz, w tym pomieszczeniu
zwanym światem, a co najmniej połowie z nich nie żyje się zbyt dobrze. A my
klikamy. Fotografujemy jedzenie, oglądamy videoblogi, martwimy się spadającymi
statystykami na Facebooku bardziej niż wojną na Ukrainie. Klikamy nadal. Nadal beznamiętni
wobec tego pomieszczenia, gdzieś z dala od jego centrum tworzymy własny światek,
własną bazę nadawania. I powiem Ci jedno: to niesamowicie niebezpieczne.
Maja chodzi do trzeciej
gimnazjum, to moja rówieśniczka, ale oprócz wieku nie łączy nas nic innego. Ja
uwielbiam rozmawiać, przebywać wśród ludzi, podczas gdy ona – unika kontaktu wzrokowego,
nie mówi za wiele, jest "dziwna, milcząca, zamknięta na cztery spusty w swoim świecie". Ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Ona także
zbudowała własną fortecę bólu, zamknęła się i odizolowała od świata. Wylała te
tysiące łez i setki godzin przeleżała w cierpieniu. Jej przeszłość składa się
zagadnień: demoralizacja, problemy w szkole, gwałt, brak wsparcia rodziców,
samobójstwo i przejęcie tytułu głowy rodziny. Te przykre doświadczenia
sprawiają, że nastolatka zmienia szkołę, gdzie odkrywa oczyszczające
właściwości pasji oraz kogoś, kto naprawdę uratuje ją przed samą sobą.
Każde słowo boli bardziej. Każdy
akapit rani mocniej, a każdy rozdział niszczy intensywniej. Takie uczucia
towarzyszą mi po lekturze, po której chyba nigdy się nie otrząsnę. I
wiecie co jest najlepsze? My tak wszyscy jaramy się Colleen Hoover, "Morzem
Spokoju" Katji Millay czy powieściami Rachel Van Dyken, nie wiedząc, że nasza
rodzima autorka – Angieszka Olejnik, wydała coś na skalę podobną, jeśli nie
większą. Bo różnica między nimi jest zasadnicza – młodzieżówki i NA zwykło się
pisać jak niespodzianki: super początek, pełen optymizm i BUM! "Gwiazd Naszych
Wina" zostało tak napisane, "Hopeless" zostało tak napisane, "Love, Rosie" zostało tak napisane. A w "Zabłądziłam" od początku coś nie pasuje. Klimat
iście jesienny – depresyjny, dołujący. Dający do myślenia. Bohaterka nie
uzasadnia swojej niechęci do alkoholu, choć w jej spojrzeniu widocznie widać pogardę
i hektolitry żalu, nie uzasadnia też nieobecności na domówkach, choć w sposobie
jakim się tłumaczy można wyczuć masę niechęci i obrzydzenia. Coś ukrywa, to
pewne. Za czytelnikiem non-stop podąża uczucie, że coś tutaj nie gra, że Maja
nie mówi nam najistotniejszej ze wszystkich rzeczy. Główny problem specjalnie
zostaje pomijany, choć kawałki układanki jesteśmy w stanie zaobserwować sami:
zaniedbane mieszkanie, pusta lodówka, apatyczna zombie-matka uzależniona od
męża i córki. Problematyka utworu jest cieniem – krząta się, zagląda do innych
wątków i jest, lecz nie na tyle dobrze, by ujawnić swoją tożsamość.
"Zabłądziłam" powala między
innymi językiem. Normalnym, polskim (sic!) i bez przesadnych wygibasów w składni, lecz
– wszystko umiejętnie opisującym. Początkowo nie wierzyłam, że ta powieść to pierwsze
dzieło autorki. Ogólnie słowa takie jak, polska
książka i debiut nie zawsze
cieszą się zachwycającymi opiniami, lecz w tym przypadku – owszem. Język jest
tak staranny i sumiennie ujmujący każdy szczegół, że zakończenia rozdziałów po
prostu zwalają z nóg. Zmiatają. I na tym polega ta różnica, o której wspomniałam akapit wyżej – tutaj czytelnikowi
przystaje płakać wraz z każdym słowem zwieńczającym daną część, (czyli jakieś
25 razy, gwoli ścisłości), i nie ma takiego czegoś jak wybuch. Ta książka jest
pasmem takich wybuchów, niekoniecznie kolosalnych, ale razem tworzących coś potężnie destrukcyjnego; wulkanem wyrzucającym lawę w równych odstępach czasu i również
tych najmniej przewidywanych. Kolejną rzeczą, która mnie ogromnie zaskoczyła
byli bohaterowie. Nie było tu wyolbrzymiania wieku i kłamstw odnoście
dojrzałości: wszyscy byli tak naturalni, jak tylko to możliwe a nawet bardziej.
"Zabłądziłam" to więcej niż dobra
książka. Każda stronica wzrusza bardziej niż poprzednia, zaskakując czymś, co w
ogóle nie przyszłoby nam do głowy. Jest nieprawdopodobnie dobrym debiutem
polskiej autorki, którą poznać powinni przede wszystkim fani Hoover, Dyken,
Millay i wszystkich innych autorek NA/YA, oraz – każdy człowiek w każdym wieku z odrobiną empatii
i wrażliwości. Cudownie napisana, niesamowicie ujmująca i świetnie wydana. Nie
dopatrzyłam się żadnych wad. Życzę sobie i Wam więcej tak wartościowych lektur.
Agnieszka Olejnik
new adult
wyd.Literackie
YA
Mam wrażenie, że to piosenka napisana z myślą o tej książce.