Nic nie trwa wiecznie ("Ostatnia Piosenka")



Nicholasa Sparksa znałam dotychczas z filmowej adaptacji książki „List w butelce”. Całkiem naturalnie pewna dziewczynka, pomyślała sobie, że ma już prawie dwanaście lat, co wiąże się z pewnymi obowiązkami wobec siebie, swojej kultury i znajomością światowego poziomu kinematografii. Rozłożywszy się na sofie obejrzała pierwszy lepszy film, z ogromnie długim opisem, którego oczywiście nie przeczytała, bo i po co? Gdyby jednak to zrobiła, dwie godziny potem wiedziałaby że nie reżyserowi, całej ekipie przygotowawczej zawdzięcza idealny wieczór, tylko geniuszowi pewnego pisarza. Dziewczynka nie wiedziała, że jej łzy, jej rozdarte serce, wszystko to spowodował on - Nicholas Sparks.
"Trzeba coś kochać, żeby to znienawidzić."

Roonie Miller, nie jest wzorcową obywatelką. Ma fioletowe pasemka, mocno podkreślone oczy, ubiera się na czarno. Ale to nic, najlepsze przed nami. Veronica, bo tak naprawdę na ma imię, żyje w konflikcie z prawem, w szkole nie idzie jej najlepiej, od ponad trzech lat nie odzywa się do ojca, nie otwiera jego listów. Rzec można, że typowa buntowniczka. Rozwydrzona małolata, która nie zna żadnych zasad, nie ma sumienia. 

Nieoczekiwanie matka wysyła dziewczynę i jej młodszego brata, Jonaha, aby spędzili wakacje z ojcem w Wilmington. Dla Roonie to cios poniżej pasa. 
Małe miasteczko = brak imprez.
Brak imprez = brak jedynej formy rozrywki, do jakiej Roonie przywykła.
Wszystko wskazuje na to, że będzie to najgorsze lato jej życia… 

Bohaterowie tej powieści są idealnie wykreowani. Czytając ich przemyślenia, ich rozmowy, czuć jakby ich dusza urzeczywistniała się i siedziała tuż obok nas. To fascynujące. Są precyzyjnie przedstawieni, nie ma w nich sztuczności.


Okłamałabym Was twierdząc, że główna bohaterka jest sztywną, płytką i naiwną dziewczyną. Jest totalnie szczera i inteligentna, ale jak wszyscy posiada też pewne wady.Nie ma bowiem umiejętności analizowania słów przed ich wypowiedzeniem, analizowania danego ruchu, przed jego wykonaniem. Coś na obraz Rose Hathaway z Akademii Wampirów, kojarzycie? Jednak Rose ma serce, które początkowo u Ronnie nie jest przepełnione dobrem. Jest zarysem, tylko cieniem, zalążkiem światła, które jeśli się tego pragnie, rozwija się i kwitnie ku doskonałości.

Ale po co młodzieży XXI-wieku dobre serce? Po co im rozum, zdrowy rozsądek, skoro mogą obojętni na ból i cierpienie? Przecież tak jest łatwiej, być nieodpowiedzialnym, wulgarnym, apatycznym czy niefrasobliwym. 

Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają – nie mnie to oceniać, lecz to prawda, że w tej kwestii Sparksowi się udało. Na drodze Roonie staje on – bogaty chłopak, z wpływowej rodziny. Ten, który jej życie przewrócił do góry nogami. Will.

Jestem przeszczęśliwa, iż autor nie zrobił z niego rozpieszczonego panicza, mieszkającego w pałacu i traktującego wszystko i wszystkich z góry. Will jest wszechstronny, jest inteligentny, ciepły oraz zabawny, zdolny do poświęceń i do miłości.

Najbardziej uderzył mnie fakt, że pomimo ogromnej willi, bogatych rodziców nie czuje się szczęśliwy. Jest przepełniony goryczą i pogardą wobec ich zachowania i dystansu do dziewczyny takiej jak Roonie. I pomimo, że w jej rodzinie też się nie układa, Will zazdrości jej rodziców kochających ponad wszystko dzieci, nie pieniądze. 

Każdą baśń, każdą bajkę, każdą książkę łączy cecha, która od stuleci przewija się na stronicach, dająca czytelnikowi uczucie rywalizacji, adrenalinę.
Walka dobra ze złem.

Czyli niezwykle oryginalny fragment o parze "zakochanych", z których chłopak wykorzystuje swoją naiwną dziewczynę. To osoba bez serca, flirtująca z każdą, gdy tylko jego dziewczyny nie ma w pobliżu. Szydzi z niej, obmawia, zapatrzony tylko w swoją (nędzną) reputację i w pieniądze.

Metamorfoza Roonie jest zadziwiająca. Ot tak, jest w stanie oddać pieniądze napotkanej dziewczynie w potrzebie. Will i listy od ojca, których nigdy nie otworzyło – to ją przełamało. Lata spędzone jak najdalej od niego uderzyły w nią falą wyrzutów i straconego czasu. Roonie stał się subtelną dziewczyną, która wobec siebie jest surowa i wymagająca, a wobec innych ciepła, pokorna, wyrozumiała.

Ta książka nie jest opasła, jest wystarczająca by skryć w sobie talent pisarski Nicholasa Sparksa, ukazujący się niewątpliwie w każdym akapicie. Lektura wciąga i uzależnia, stronice same się przewijają, a serce bije coraz szybciej.

Kocham czytać filozoficzne nawiązania do Boga, z których słynął ojciec Roonie. Miał głęboką wiarę. Tak silną, ze i nas skłania do przemyśleń, na temat naszej wiary, jak bardzo oddani jesteśmy Bogu. 


"Bóg, zrozumiał nagle, jest miłością w najczystszej formie i w tych ostatnich miesiącach spędzonych z dziećmi czuł Jego dotyk, tak jak słyszał muzykę, która wydobywała się spod palców Ronnie."

Nic nie trwa wiecznie – o tym mówi ta książka. Życie przemija a my, nie zastanawiamy się nad tym i zabiegani codziennością pędzimy dalej, przed siebie. Ta książka wiele wnosi. Uświadamia, jak silna może być rodzina i ile może przetrwać. Ale zrobi to tylko wtedy, gdy będzie w pełni zjednoczona.

Jeśli do tej pory nie miałeś styczności z twórczością Nicholasa Sparksa – to idealny moment, by to zmienić. Jeśli zaś znasz już tego autora, a ta książka nadal jest dla ciebie obca, to czytając tę książkę utwierdzisz się w przekonaniu, że jest on prawdziwym literackim rzemieślnikiem. 


"Życie bardzo przypomina piosenkę. Na początku jest tajemnica, na końcu - potwierdzenie, ale to w środku kryją się wszystkie emocje, dla których cała sprawa staje się warta zachodu."


Utwór pochodzi z oficjalnego Soundtracku filmu The Last Song.