Tygrys lepszy od wampira i wilkołaka? ("Klątwa Tygrysa")



Odkąd tylko pamiętam Indie od zawsze były dla mnie źródłem rodzącym niekończący się zachwyt oraz uwielbienie. Złota Świątynia, Meczet Dźama Masdźid oraz znane na cały świat Mauzoleum Tadź Mahal – to tylko niektóre elementy tamtejszej kultury i sztuki. Poza tym Indie kojarzą mi się z Bombajem, Bollywoodzkimi filmami o miłości, ostrym jedzeniem i (to-chyba-wina-Alfreda-Szklarskiego) cejlońskim słoniem oraz bengalskimi tygrysami.

Dhiren jest jednym z nich. Jest bengalskim tygrysem, którego życie toczy się wokół małego cyrku Maurizio w stanie Oregon. Wieczne pokazy, nowe sztuczki, tłumy wiwatujących ludzi. Trener i właściciel cyrku postanowili go odkupić, ze względu na jego nadzwyczajną łagodność, graniczącą nawet z apatią. Wiedzą, że jest wyjątkowy, lecz nie znają całej prawdy. Tę prawdę odkryła Kelsey Hayes, dziewczyna, która podjęła się dwutygodniowej, wakacyjnej pracy w cyrku, i która pokochała tego ogromnego kota, zanim poznała skrywane przez niego sekrety. Niedługo potem ma towarzyszyć tygrysowi w transporcie. Jej podróż w głąb Indii, przyniosła wiele radości, wylanych łez i kłopotów. Tylko ona może złamać pradawną klątwę.

Opis brzmi świetnie, prawda? Z wielkim podekscytowaniem zabrałam się za tę lekturę, choć po czterech zdaniach z tyłu okładki nie wiedziałam z czym mam do czynienia. Zapowiadało się całkiem nieźle, szkoda że potem mój entuzjazm zwiędnął, niczym stokrotka w ciemnej komórce.

Do osiemdziesiątej strony osiemnastoletnia Kelsey była strasznie irytującą dziewczyną. Zachowywała się jak dwunastolatka, rumieniąca się zawsze i wszędzie, zadająca pytania zawsze i wszędzie, paplająca rzeczy totalnie idiotyczne, w kółko i bez przerwy. Na szczęście z biegiem czasu wydoroślała. Zdarzyło się nawet ją polubić, pewnie przez to, że pod koniec lektury stała się strasznie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) sarkastyczna, rzucała kąśliwe uwagi i ogólnie rzecz biorąc była chamska. Takie bohaterki lubię! Wyraziste, z pazurem. Wojowniczki. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach Kells będzie miała bliżej do Rose z Akademii Wampirów niż Nory z Szeptem (z całym szacunkiem dla fanów, ja Szeptem nie lubię).

"To, że czasem potrzebujemy pomocy, nie znaczy, że jesteśmy słabi."

Reszta bohaterów wykreowanych przez Colleen Houck czasami wydaje się zbyt idealna. Ren to typowy nadopiekuńczy koleś wyjęty prosto z głowy rozmarzonej nastolatki. W sumie, bez niego ta powieść nie miałaby najmniejszego sensu, więc jestem w stanie przymknąć oko na jego nachalność i napady zazdrości, wyrafinowanie oraz resztę tych ujmujących dziewczynę cech. Momentami można się do niego przekonać, pewnie; zdarza mu się wybuchnąć, krzyknąć. Wtedy już nie jest księciem na białym koniu i wszystko wygląda naturalniej. 

Jak młodzieżówka, to i trójkąt miłosny. Brat Rena, Kiszka Kishan to jak na razie mój faworyt. Po prostu. Jest mniej spięty i mniej kurtuazyjny. Szczery do bólu, mówi to, co myśli i ma genialne poczucie humoru. Szczerze powiedziawszy, wątek trójki bohaterów jest całkiem udany, więc mogę przyznać, że ich miłostki zaliczam do moich ulubionych trójkątów młodzieżowych. 

Pomysł uważam za dobry, nawet bardzo dobry. Samo zaś wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Mimo, że autorka inspirowała się Zmierzchem nie odnalazłam w niej wielu podobieństw. Fabuła bardziej przypominała mi Szeptem – podobny typ nieśmiałej bohaterki, fabuła skupiająca się przede wszystkim na wątku miłosnym, a nie na prawdziwym problemie. Nie czułam potrzeby czytania tej książki bez wytchnienia. Ba! Sama robiłam sobie przerwy, by odpocząć od irytującej treści i walenia się otwartą dłonią w czoło. Nie czułam, żeby mnie pochłonęła, nic z tych rzeczy. Czułam tylko obowiązek przeczytania do końca i czekania na moment, w którym fabuła nabierze iście hinduskiej pikanterii. I doczekałam się. Siedemdziesiąt stron przed końcem.

Jednym z większych plusów tej książki to język hindi, który występował tu niemalże bez przerwy. Nie chodzi mi o skomplikowane zdania, lecz powtarzające się (zazwyczaj pieszczotliwe) wyrazy, które regularnie spisywałam sobie na kartkę i szukałam tłumaczeń. Czułam się jak bóg wiedząc, co mówią bohaterzy, w momencie gdy zniecierpliwiona Kells nadal wypytuje o znaczenie danego wyrazu. Fajny dodatek, lubię mieszankę języków w powieściach.


Odnośnie kultury Indii. Było trochę wspomniane o jedzeniu, trochę więcej o komunikacji miejskiej, ubiorze, ale to byłoby na tyle. Książka ta przybrałaby więcej na wartości, gdyby autorka zainwestowała w trochę wiedzy ogólnej tego kraju. Z drugiej strony zrobiła wrażenie na mnie mitologią. Całkowicie mi obcą mitologią indyjską, która dodała książce pewien zagadkowy, mistyczny klimat. Plus dla Colleen Houck.

Pierwszy tom w skali ocen szkolnych zasłużył na 3+. Mam mieszane uczucia odnośnie tej książki. Całość była zrozumiała i spójna, lecz wątek romantyczny bił po oczach cukierkowatością. Zawiało też nudą i to niejednokrotnie. Zapewne nie przeszkodzi to prawdziwym koneserom gatunku romantycznego, ale i zadowoli ich wszystkim, czego prawdziwy romans młodzieżowy powinien mieć pod dostatkiem. Reszta znośna i nadająca się do czytania i mimo, że ostatecznie wolałabym zainwestować pieniądze w coś lepszego, była to całkiem przyjemna i inna podróż. Mimo tych wszystkich wad i mnie ciekawią dalsze losy Kishana, Rena oraz Kelsey i chętnie sięgnęłabym po drugi tom już dzisiaj. 

"Kiedy życie wręcza ci cytrynę, upiecz ciasto cytrynowe."



Klątwa Tygrysa | Wyzwanie | Wyprawa |  Przeznaczenie