Czytania
Jeszcze parę dni temu była cudowna, zimowa pogoda - przynajmniej u mnie. Niegruba warstwa śniegu, mrozy sięgające do około dziesięciu stopni na minusie, delikatny i spokojny wiatr. Dzisiaj tych rzeczy już nie ma, a słońce razi tylko nasze nieprzyzwyczajone do światła oczy. Wystarczyło zaledwie trzy dni, by pogoda przybrała diametralnego obrotu, z tej typowo zimowej, do tej wiosennej.
To
zmienne tło towarzyszyło mi typowo zimowej i mroźnej książce duetu trzech
amerykańskich autorów – Maureen Johnson, Johna Greena oraz Lauren Myracle, a
mimo to nie popsuło nastroju i klimatu jaki oddaje W śnieżną noc. Książka ta to
zbór trzech niedługich świątecznych opowiadań, opowiedzianych z perspektywy
całkiem innej osoby, jednak znajdującej się w tym samych miejscu, czasie,
której wątki przeplatają się z innymi.
Mam
słabość to takich książek. Uważam, że napisanie opowiadania nie jest proste,
wymaga dokładnego rozplanowania i trzymania się określonych ram. Po pierwsze,
ogranicza Cię liczba stron. Nie możesz przedłużać opowiadania w nieskończoność,
bo nie będzie już opowiadaniem. A skoro musi być krótkie, powinno mieć jasny i
czytelny oraz w miarę szybko oddany przekaz. W
śnieżną noc jest naprawdę
dobrą książką, naprawdę dobrego duetu, lecz przysłowie „co trzy głowy, to nie
jedna” czasami okazuje się zwodnicze i można odszukać się tu paru błędów i
niedociągnięć.
~Podróż Wigilijna~
Spośród
tych trzech to ta historia zdecydowanie najbardziej przypadła mi do gustu. Główna bohaterka Jubilatka jest w dosyć
trudnej sytuacji, jednak zaimponowała mi swoją nieustępliwością, przez co
polubiłam ją najbardziej. Jest szczera, a czasem bezpośrednia. Muszę przyznać,
że jej perypetie nieźle mnie ubawiły, bo nigdy nie spotkałam się z osobą,
mającą takiego pecha. To opowiadanie jest chyba najkrótsze i bardzo tego
żałuję, bo jest zdecydowanie najlepsze. Najlepsze,
najpiękniejsze i najbardziej wzruszające. Maureen
Johnson stworzyła niesamowite ciepło między bohaterami. Ich pomoc i życzliwość była wyjątkowa
i rzadko spotykana. Całkowicie nieprzewidywalna historia, z zakończeniem wprost
idealnym. Zakończenie opowiadania było nadzwyczajne, a ono samo zręcznie
poprowadzone. Chcę kontynuację!
~Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy~
Tak,
tak. W blogosferze huczy na temat Greena i jego dosyć niegreenowskiego
opowiadania, ponoć słabego, ponoć zaskakująco nudnego i rozwleczonego. A ja sobie myślę, że było
"okay". Owszem,
zgadzam się, że mogło być lepiej, ale nie rzucało mi się to w oczy, nie
utrudniało czytania. Poprzednie
opowiadanie emanowało spokojem, złamanym sercem i smutkiem. To opowiadanie
zradza zaraźliwy uśmieszek na twarzy i jest naprawdę jednym z najbardziej
pozytywnych tekstów, jakie znam. Gwarantuję Wam wyjątkowo oryginalne
hasła gaszące wszystkie ironiczne spostrzeżenia Waszych przyjaciół, takie
jak: „Zamknij się, upośladku” i
wiele innych. Jest w czym wybierać! Czasami tępo akcji przymierało, na tym też
traci ta historia w moich oczach. Ponadto zakończenie wydawało mi się pisane w
pośpiechu, tak by zbyt go nie przedłużać.
Słowem
podsumowania: Źle nie było, jednak po Greenie spodziewalibyśmy się więcej.
~Święta Patronka Świnek~
Całkiem
odmienne opowiadanie od tych poprzednich. Przede wszystkim treścią, ale też tym, że
właśnie tej historii przypadło zwieńczenie dzieła, łącząc wątki i stawiając
bohaterów na własnych drogach, tak by mogli tę śnieżną noc przeżyć wspólnie. I
mimo, że bohaterka momentami irytowała, dało się zrozumieć jej zachowanie, z
łatwością mogliśmy też wniknąć w motywy, które nią kierowały. Podobały mi się retrospekcje tam
zawarte, bo z pewnością, gdyby ich nie było początek fabuły wyglądałaby dość
ubogo i nudnie. Z biegiem
czasu akcja staje się ciekawsza, mogę was zapewnić, a w momentach szczytu
śmieszna i ciekawo poprowadzona. I
to zakończenie, o którym wspomniałam wcześniej. Bardzo dobrze przemyślane, idealnie
skonstruowane. Całość też wyglądała bardzo dobrze.
"Chwila, maleńka. Jestem jeszcze w bieliźnie. Rozmiaru venti. Nie dlatego, że jestem gruby, ale dlatego, że jestem – śmieszna, wymowna pauza – venti."
Nie
jest to typowo świąteczna książka. Zapewniam,
że czytać ją można wszędzie i o każdej porze roku, ponieważ zima, święta to
tylko tło, tylko otoczka i przeszkoda, którą napotykają bohaterowie, a chcąc ją
ominąć – wpadają w ramiona największej miłości. A wtedy już zapominamy o
śnieżycach, o zaspach i zasypanych drogach. Poleciłabym
wszystkim, którzy naprawdę mają ochotę czas spędzić w towarzystwie książki
lekkiej, rozbawiającej do łez, momentami smutnej, lecz prawdziwej. Jestem pewna, że jeszcze po nią kiedyś
sięgnę, niekoniecznie w święta. Bo jak przypomina nam poniższy cytat:
"Święta to stan umysłu."
"Och, nie, święta nigdy się nie kończą, jeśli nie chcesz. Święta to stan umysłu."