TOP5. Nieudane imprezy w literaturze

Nadchodzi północ. Mam przed sobą sprawdzian z fizyki, dlatego nie czytam książek, nie słucham muzyki, a leżę, myślę, błądzę wzrokiem po suficie i czekam na freski rodem z Kaplicy Sykstyńskiej. Bo na naukę czasu już nie ma. W takich sytuacjach czytanie i tak nie pomaga (o dziwo!), a pobudza jedynie moje sumienie, bo choćbym chciała, książki nie przeczytam, ponieważ szkoda czasu na przyjemności skoro powinnam się uczyć. Ale wiem, że i tak nie wyciągnę zeszytów, bo nic o tej godzinie nie można przyswoić i cały misterny plan i tak skazany byłby na niepowodzenie.
Czasami dręczą mnie takie osobliwe potworki sumienia, dlatego staram się uczepić myśli, które nie będą wymagać pracy psychicznej, a sięgną przy okazji tematów elektrostatyki. I wiecie co mi przyszło do głowy? Nieudane imprezy. To głupie, ale każda fizyka to impreza skazana na niepowodzenie, i w taki właśnie sposób w moim małym móżdżku wykiełkowała ta lista TOP5. Zaszczytna piątka imprez, na których nigdy nie chciałbym się pojawić, a czy Wy – piszcie w komentarzach :D



5. Upokorzenie życia (Morze Spokoju)
Jest dziewczyna. Nastolatka. Postanawia wybrać się na imprezę, mimo swojej słabej kondycji psychicznej i to, w dodatku, z aroganckim zdobywcą damskich serc, który prawdopodobnie się na niej uwziął. Początkowo jest okej. Początkowo. Jej skomplikowana relacja z alkoholem sprawiła, że towarzysz zamiast przyjąć problem półżywej dziewczyny na klatę, podrzucił ją na noc kumplowi, gdzie ona popisała się niezwykłym talentem zdzierania z siebie bielizny (tej górnej), w założonej sukience (czyli sztuka "przez pachę") oraz zwracania na dywan i kanapę smakowitych przystawek z małą nutą alkoholu. Malutką. W nawiasie dodam, że wybawiciel ów, ten od zabrudzonej kanapy, jest kimś więcej dla dziewczyny, niż tylko chwilowym współlokatorem, wiąże ona z nim pewne nadzieje. A miało być tak pięknie.


4. Mój przyjaciel jest szczurem (Miasto Kości)

Chęć rozeznania się w świecie cieni dzięki imprezie u Wielkiego Czarownika Brooklynu była zdecydowanie pomysłem nieudanym. Oprócz tego, że główna bohaterka dowiedziała się szokującej rzeczy o swojej rodzinie, jej najlepszy przyjaciel zamienił się w szczura. Oczywiście na zwykłego, żałosnego człowieka, czarownikowi szkoda zapewne było magicznego proszku na odwrócenie zaklęcia, dlatego pozostawił go na pastwę losu błąkającego się między nogami zaproszonych gości. W tym samym czasie ktoś dolał wody święconej do motocykli tutejszego gangu wampirów, które przypadkiem (?) owego szczura sobie przywłaszczają. Walka przenosi się na teren wampirów, gdzie Nocni Łowcy muszą zmierzyć się z hordą krwiopijców i być może, wilkołaków. Powyżej zdjęcie, które świetnie obrazuje, że jednak można ubijać wampiry w szpilkach i mini sukience.


3. Ogień, ciało i inwazja (Wybrani)
Ta seria charakteryzuje się tym, że na każdym szkolnym  balu zdarza się niespodziewanego. Ten pierwszy wstrząsnął chyba najbardziej, ponieważ: sala balowa płonie, dosłownie. Pali się. Natrętny chłopak upija swoją partnerkę, która całkowicie skołowana, poddaje się jego „zaczepkom”, podchodzącym prawie pod gwałt. Tajemniczy psychopata podpala szkołę, krzywdzi dzieci, morduje dziewczynkę. Jej ciało odnajduje jako pierwsza wyżej wspomniana, skołowana, tym samym zapewniając sobie miejsce na liście głównych podejrzanych. Cudnie.


2. Śmierciojadki atakują (Harry Potter i Insygnia Śmierci)
Piękny był ten ślub Fleur i Billa Wesleya, no nie? Ta sukienka, ten ogromny namiot. Osobliwe wygibasy Luny i jej ojca, jego insygniowy naszyjnik i mnóstwo, mnóstwo jedzenia. Świetna muzyka. Sen ten jednak przerywa gwałtowne wtargnięcie śmierciożerców i bum! Wszystko w płomieniach, ludzie wpadają w panikę, ledwo uchodzą z życiem. Ale dobre i to, bo ci z miejsca pierwszego takiej opcji już nie mieli.


1. Krwawe Gody, czyli jak ugościć na weselu (Nawałnica Mieczy)
Tak jak wspomniałam linijkę wyżej – kolorowa impreza to nie była. W iście Martinowskim stylu, czyli nie tyle co zwykle wesele: nie tylko lejący się strumieniami alkohol, nie tylko genialna kapela przygrywająca skoczne kawałki. Wszystko byłoby okej do czasu, gdy przyszedł moment wyrównania rachunków. Jak na Grzesia przystało: polała się krew. Śmierć za śmiercią, trup za trupem. Groźby sypały się parami, sztyletów było więcej niż kielichów na stole, a wyzywające wspomnienia mnożyły się w powietrzu. Nie będę spojlerować serialu, książki, nie powiem kto zginął. Jeśli śledzicie któregoś z polskich fanpage’y „Pieśni Lodu i Ognia”, bądź „Gry o Tron”, zdecydowanie wiecie, że Freyowie nigdy nie byli najlepszym gospodarzami i taka jatka pod ich dachem jest synonimem zdrady i łamania wszelkich zasad moralnych. Jeśli nadal jesteśmy przy temacie Martina: dałabym też ślub Joffreya, ale jeśli inaczej spojrzeć, to chyba najkorzystniejsza zabawa spod pióra Martina, albo w ogóle, która – w przeciwieństwie do innych wesel – skutki przyniosła zadowalające.


To jak, znajdę tu jakiegoś śmiałka na którąś z powyższych zabaw? 
Może o czymś zapomniałam? Jeśli macie swoje typy, piszcie!