Losing Hope



Frenetycznie. Frenetycznie czuję się po przeczytaniu tej książki. Frenetycznie chciałabym ją ubrać w słowa. Frenetycznie czyli jak na Hoover przystało: szaleńczo, euforycznie i z pełnią radosnego uniesienia. Jakby ta amerykańska autorka stała na scenie, oklaski nie byłyby tylko oklaskami na stojąco, a frenetyczną owacją, zakrawającą niemal na rzucenie się widzów w ramiona, pod nogi, na szyję pisarki. To, co Colleen Hoover robi nam, czytelnikom wiernym bądź aspirującym, przechodzi najśmielsze oczekiwania. Ona wywierca tunele w umyśle, knebluje i pogwałca, brudnymi butami wtarguje do wnętrza i pali czytelniczą duszę.

"Losing Hope" to piękna książka. Wprawdzie opowiada tę samą historię, z którą do czynienia mamy w "Hopeless", a jednak nadal inną, nadal nową, ciekawszą, śmielszą. I pokuszę się nawet o stwierdzenie, że książka ta, napisana okiem Deana Holdera, przebija swoją poprzedniczkę, której narratorką jest Sky. Powód?

Mam na swoim koncie parę książek, których narratorem jest mężczyzna, a autorem kobieta i żadna, uwierzcie żadna, nie była napisana tak dobrze. Hoover potrafi stać się facetem z jajami, stworzonym do uniesień, upadków, bluzgów i imprez, jak i wylewnych emocji czy pisania pamiętnika. Holder zaś, swoją historię potrafi zaprezentować ciekawiej od Sky. To opowieść pełna emocji, strat i rozczarowań. Zaczyna się w momencie tej największej straty, tego największego rozczarowania. Jego siostra miała problemy i wybrała drogę inną niż ich rozwiązanie, ale czy lepszą? Nikt tego nie wie. Holder też nie. Jest zdruzgotany, cała rodzina po zaginięciu Hope i lat poszukiwań była głęboko przekonana, że limit nieszczęść wyczerpali już dawno temu, a jednak żyli w błędzie. Narracja z jego perspektywy więc, nie jest pasmem niewiadomych, nie jest zagadką, szlakiem niedokończonych wspomnień, które poukładać jest trudno. Jest naładowana frustracją, emocjami, dynamiką. Frenetyzmem. Holder to dziewiętnastolatek, który przeżył więcej niż Sky (o ile w ogóle ich przypadki można porównać), doświadczył więcej niż ona, stracił i dorastał w pustce niekompletnej rodziny, a mimo to połączyła ich piękna i prawdziwa miłość.

Tak posumowałam recenzję "Hopeless":
"To cud pełen niedomówień i tym niedomówieniem skończę i ja, bo to książka której fenomenu nie można zamknąć w paru akapitach."
I wiecie? Nawet nie wiedziałam, jak dużo jest w tym prawdy. "Losing Hope" kasuje niedomówienia, kończy niepełne akapity, wyjaśnia niedopowiedzenia z "Hopeless" a jednocześnie tworzy własne. Tam, gdzie zastanawiamy się nad dziwną sytuacją, tu wszystko jest wytłumaczone, ma swój dokładny powód i komentarz. Ta książka zrywa kurtynę tajemniczości Holdera i pozwala nam na świat spojrzeć jego oczami, poznać go i poczuć siłę emocji, które na niego oddziałują. Obnaża jego tajemnicze zachowania, wyjaśnia humorzastość, napady gniewu i wzruszenia. Może się wydawać, że psuje nieco jego postać. To prawda, może się tak wydawać. Ale to, że poznajemy motywy tego tajemniczego chłopaka z "Hopeless" nie sprawia, że zaczynamy się do niego zniechęcać. To magia. Chwile, kiedy cała układanka nabiera sensu, chwile, kiedy przez mgłę pamiętasz historię Sky i nagle z impetem zalewa Cię jej relacja, która idealnie łączy się z tą chłopaka. To prawie jak rozwiązywanie zagadki, równie przyjemne i równie satysfakcjonujące. I nawet uczucie "O, wiem co teraz będzie!"nie popsuje ideału tej chwili, a jedynie wzbogaci tę książkę w jeszcze jedno przyjemne dopowiedzenie niedopowiedzenia.  

Colleen Hoover znacznie dojrzała, jej kunszt pisarski poszedł w górę o dwa i pół metra i nie potrzebuje ona w każdym razie żadnego magicznego przedmiotu by wycisnąć łzy czytelnika. "Losing Hope" to naładowana emocjami tykająca bomba, a każdy jej rozdział to kolejna minuta zbliżająca nas do wybuchu na końcu powieści. Polecam, oczywiście. Rekomenduję, nakłaniam, zalecam. To nie jest typowy romans dla nastolatek. To jedna z lepszych historii, która niesie mocną wiadomość, dotyka a jednocześnie nie boi się mówić o tematach tabu.

Opisać tę książkę w dwóch zdaniach może jedynie geniusz Witolda Gomborwicza:
"[…] krzyk biologiczny wszystkich komórek moich wobec wewnętrznego rozdarcia, rozproszenia i rozproszkowania. Lęk nieprzyzwoitej drobnostkowości i małostkowości, popłoch dekoncentracji, panika na tle ułamka, strach przed gwałtem, który miałem w sobie, i przed tym, który zagrażał od zewnątrz."
I niech to utwierdzi Cię w przekonaniu, że jest to książka więcej niż warta uwagi.