Czytania
Wezwanie | Klucz Niebios
Siedzę. Wertuję. Oglądam. I po
raz kolejny – przepadam.
"Endgame" tworzą wielkie
rzeczy. To gra od Google na urządzenia mobilne w
trybie rzeczywistości rozszerzonej. To seria filmów która wyprodukowana
zostanie przez 21st Century FOX. To coś, co łączy media społecznościowe,
YouTube, telefony, internet z jednym, ponadczasowym i ponad wszelką technologią
rdzeniem: literaturą. To trzy powieści, trzydzieści opowiadań, trzy filmy.
Każda z książek to seria zagadek, zagadek, doprowadzających do klucza, który
otworzy skrytkę z wielkim hajsem. Pięćset tysięcy dolarów. Drugi tom – milion,
a trzeci, półtora miliona dolarów. W złocie.
A ja przepadam raz jeszcze.
Nie dlatego, że mam zamiar
zgarnąć Wam wszystkie pieniądze, co złego to nie ja! Dlatego, że sam pomysł
jest – jak dla mnie – przełomowy. Komercyjny też, swoją drogą, ale na razie
skupmy się na superlatywach. A jest co wymieniać.
Zarys fabuły jest, rzecz jasna,
iście amerykański. Dwanaście meteorytów uderza w różne miasta: Nowy Jork między
innymi, Addis Abeba, stolica Etiopii a nawet jeden niedaleko Warszawy. Reakcja
świata? Zupełnie przewidywalna. Reakcja dwunastki nastolatków już niezupełnie.
To potomkowie pradawnych cywilizacji, wyszkoleni zabójcy w wieku od lat trzynastu
do dziewiętnastu, którzy od urodzenia czekali na ten dzień. Na Wezwanie. To czas
walki na arenie całego świata, w imię własnej cywilizacji i dla własnej
cywilizacji – wygrana zapewnia przetrwanie w chaosie przyszłości, bóg wie czym
w zasadzie, enigmatycznym końcu ludzkości, który owiany jest tajemnicą.
Wszystko to pachnie zupełnie jak "Igrzyska Śmierci", ale samo konsumowanie jest
czymś zupełnie innym. To doświadczenie całkowicie absurdalne i niespotykane, bo rozgrywające się w realiach świata, w którym żyjemy, przerażające zatem i
fascynujące jednocześnie.
"Endgame" jest książką napisaną z
rozmachem, zdecydowanie. Pisaną dla oklasku, skazaną na podziw i komentarze pełne uniesień. I ja im to daję.
Daję, ponieważ mam totalnego hopla na punkcie historii, starożytnych budowli i
pradawnych cywilizacji. A tego akurat jest sporo (co prawda nie wiem na ile to
wiarygodne, ale przecież nikt nie musi wiedzieć). Sporo jest również bohaterów,
których imiona są nie do zapamiętania i nie do wypowiedzenia. Warto więc na
stronie 92 włożyć sobie zakładkę, ponieważ nazwy to najbardziej problematyczna
cecha książki, z biegiem czasu oczywiście coraz łatwiej, ale początki mieliśmy
niezbyt udane.
Gwarantuję Wam też sympatię od
pierwszego przeczytania. Tutaj albo się kogoś lubi od początku do końca, albo
nienawidzi. Rywalizacja mimo wszystko jest nieco bardziej drapieżna od "Rywalek" (sic!), ale tu też są romanse, podstawianie nóg czy raczej łamanie,
trochę strzelanin i walki na gołe pięści. Jest podstępna technologia, są chipy
namierzające, sojusze, góra złota i kamuflaże. Przygodami niektórych bohaterów
byłam tak zaabsorbowana, że gdy ich wątek był na moment w zawieszeniu –
przerzucałam kartki i czytałam do przodu. Uwielbiałam ich. Zwrotów akcji jest
tak dużo, że w pewnym momencie można mieć już dość. Sama powieść zaczyna się z
przytupem, niestety potem na wznowienie wartkiej treści trzeba chwilę poczekać.
To nie jest czekanie nużące, bo zrównoważone przedstawieniem bohaterów, dość
specyficznym klimatem, jednak dopiero za jakiś czas, wszystko biegnie w
opętańczym biegu, serce łomocze, policzki płoną a temperatura czterdziestu
stopni Celsjusza za oknem wydaje się w tym momencie prześmiewczo niska.
James Frey to jednak geniusz. Wyczuwam
go w niewyjustowanych akapitach, w jego stylu, manii minimalizmu, ale jakże
zasobnych w informacje i poruszających wyobraźnię opisach. Frey i
Johnson-Shelton stworzyli własne "Igrzyska Śmierci", tylko tysiąc razy bardziej
niepokojące, bo obsadzone w realiach ludzkich. To powieść z dawką opisów
starożytnych budowli, powieść w gruncie rzeczy oparta na rywalizacji, w której też zdarzają się przebłyski przyjaźni albo nawet i sama miłość, sprawiające, że
książka wywołuje jeszcze więcej nowych, sprzecznych i pełnych frustracji uczuć. "Endgame" trzyma w niegasnącym napięciu i wbija w fotel. "Endgame" niepokoi,
zaskakuje i intryguje, ale przede wszystkim, "Endgame" dostarcza należytą dawkę emocji, którą zaspokoić może tylko lektura kolejnego tomu.
Za cudowną przygodę dziękuję wydawcy!
antyutopia/dystopia
James Frey
Nils Johnson-Shelton
postapokalipsa
wyd. Sine Qua Non