Czytania
Utrata | Toxic | Wstyd
"Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam! Nie zajmuje mnie! Nie mogę wyczytać więcej niż dwie strofy, a i to mnie nie zajmuje! Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?"
– Gombrowicz wręcz cisnął mi się
na usta po lekturze "Utraty", bo, szczerze mówiąc, nie podjarała mnie mdława
historia o nowotworze, o wybawicielce i cudotwórczyni, o lukrowym happy endzie
nie wspominając. Była cholernie nierealna, przesłodzona bardziej niż rywalkowe
eliminacje, durna jakaś i ogłupiająca. Dlatego kiedy dostałam drugi tom w swoje
ręce czułam się dziwnie, czułam się oszukana i oszukująca Was. Siebie. Czułam
się na krawędzi, zarówno bliska skoku a jednocześnie nieco zdeterminowana i
ciekawa tego, co się za tą paskudną okładką kryje. A i przyznać muszę – kryje
się bardzo dużo.
Gabe Hyde między innymi. To
chłopak, który się ukrywa się przed światem, który kryje swoją prawdziwą
osobowość, rodzinę i tajemniczą dziewczynę. Przeszłość. W "Utracie" poznajemy
go głównie rzecz biorąc, po stereotypach – koleś z tatuażami = bad boy = łamacz
serc. Bullshit. Gabe
Hyde to człowiek zagadka i każdy rozdział tej książki to osobna łamigłówka, i
nie sądziłam, że to kiedyś napiszę, ale Rachel Van Dyken wykreowała genialną
postać. Już sam fakt, że Gabe myśli i mówi jak facet, że nie zdarzają mu się "ojej", "kurczaki!", mówi sam za siebie. Tym właśnie aspektem nieco
rozczarowała mnie autorka w poprzednim tomie, a tu wszystko nabiera znacznej
naturalności. Oczywiście cóż to za NA bez dziewczyny, więc jest i ona, Saylor
się nazywa, według mnie totalna idiotka, "uosobienie niewinności" – głosi zaś
okładka, ale zmieniać jej nie będę, bo i po co? Saylor i Gabe to dwa inne
światy, co więc stanie się gdy nie będą mogły się spotykać, co wydarzy się
kiedy cały świat skupi się na jednej osobie i jak zareagują na własne
tajemnice?
"Czasami wydaje nam się, że Bóg postawił na nas krzyżyk, gdy tak naprawdę daje na drugą szansę."
"W ogóle fajna historia" napisałam, zbierając słowa-klucze przed napisaniem recenzji. I wiecie co? To nawet
więcej niż fajna, to genialna historia. Autorka miała ciekawy pomysł na powieść,
w ogóle tak samo genialnym posunięciem było napisanie książki opowiadające
historię bohatera drugoplanowego. Ale mimo całej genialności, przewija się tu
parę mankamentów, które zauważyłam też w "Utracie", między innymi: nienaturalna
szybkość wydarzeń i, co za tym idzie, jej nieprawdopodobieństwo oraz nierealność.
Wydaje mi się, że książka ta pisana była by jak najmniej miejsca zająć na
księgarnianej półce i objętościowo, mniej więcej, dorównać poprzedniczce.
Ciężko mi uwierzyć w taką historię, a gdy już do tego dojdą natychmiastowe
obroty wydarzeń, króciutkie rozdziały, klimat jak z thrillera i magia cudów,
którą szczególnie polubiła Dyken, jest mi już po prostu niedobrze.
Nie lubię podkolorowanych
zakończeń, nie lubię tego, że dwa tomy kończą się w ten sam, mdławy sposób i zdecydowanie
nie lubię Gabe’a. W "Utacie" był kimś, przynajmniej zgrywał pozory ważniaka, a
mnie ciągnie do ekstrawertyków, więc był dla mnie postacią jedną z lepszych.
Uwielbiałam go. Gabe w "Toxic" stał się wrażliwcem w zaawansowanym stadium
czegoś przeciwnego do Zespołu Sjögrena, więc jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś
mocnego i poznać inne oblicze Gabe’a (prawdopodobnie psując sobie poprzednie) sięgnij.
Sięgnij, bo "Toxic" to coś typu "Losing Hope", tylko nie z perspektywy
głównego, a jednego z bohaterów pobocznych, które rozwiewa niedopowiedzenia,
tworzy nowe, psuje trochę tę całą enigmatyczność postaci, ale przy tym
wyjaśniając pewne motywy, a to się liczy, no nie? Prawda.
"Toxic" mogę pochwalić za
umiejętność stopniowego wzniecania ciekawości, takich typowych dla pierwszej
narracji "nie mogę powiedzieć jej prawdy" czy "nigdy nie popełnię błędów z
przeszłości". To jest genialne, intryguje a jednocześnie każe czytać czytać
czytać i nie przestawać póki nie odkryje się tej prawy i tych błędów. Jak dla mnie, cała
książka jest wyjątkowo dobra, naprawdę. Nie sądziłam, że autorka "Utraty" napisze coś, co zrobi na mnie wrażenie, ale udało jej się, udało.
"Toxic" jest
b) chwytającą za serce historią dwójki ludzi z innych światów,
c) znacznie lepszą częścią serii "Zatraceni",
dlatego polecam ją wszystkim
czytelnikom NA, romansów i obyczajówek, ponieważ to coś, co wkradnie Wam się
klatkę piersiową, obejmie, zaciśnie się na sercu i pozostałych organach,
przyprawi o zawroty głowy… itp.,itd., na pewno wiecie o co chodzi. Jeśli więc "Utrata" zapadła Ci w pamięć, boję się jak zareagujesz na "Toxic", poważnie.
Przeprowadzam małą ankietę, dołączysz się?