Gdzie kończy się gra, a zaczyna prawdziwe życie?


W sieci umysłów | Reguła myśli | The Game of Lives

Buddyjski mnich zadźgał trzydziestu swoich zwolenników. Nożem z klasztornej kuchni. Kiedy spali. Niezwykle wpływowy urzędnik z dnia na dzień zmienił ugrupowanie polityczne, a sławny futbolista po prostu przestał grać. Kierownik przedsiębiorstwa dokonał przelewu niewyobrażanej sumy pieniędzy, masowo zwalniając przy tym swoich pracowników. Kanadyjka słynąca z datków na cele charytatywne zabiła męża i dzieci. Policji powiedziała, że "ktoś kazał jej to zrobić". 

Zapanował chaos. 

Twory Kaine’a sieją spustoszenie. Te istoty, a raczej programy komputerowe, które wprogramowano do ludzkich ciał, stanowią poważne zagrożenie dla ludzkości. Życie Michaela także wywróciło się do góry nogami. Chłopak dowiedział się, że wszystko co znał, wszystkich, których kochał i wszystkim, czym był – było fikcją. Aranżacją. Po przejściu przez Ścieżkę, budzi się w ciele nieznajomego nastolatka i nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest pierwszym etapem wielkiego planu twórcy Doktryny Śmiertelności i cyberterrorysty. 

James Dashner w drugim tomie – "Regule Myśli" – kontynuuje swoją podróż po świecie Internetu, i robi to dobrze.J Może nie bezbłędnie ale – oszałamiająco ciekawie. Zaskakuje pomysłem na świat – świat, w którym istnieje jeszcze ten znacznie bardziej przystępny, ukochany przez zarówno młodszych, jak i starszych – świat VirNetu. Aby się dostać w głąb tej struktury, wystarczy tylko położyć się w podłużnym i wąskim pomieszczeniu, przypominającym trumnę, który gwarantuje nie tylko psychiczne odcięcie się od rzeczywistości, ale i – w pewnym stopniu, – to bardziej fizyczne. Gracz będąc wewnątrz VirNetu, posiłki, na przykład, spożywać musi jako osoba wirtualna, zaspokajając zarówno swój wyimaginowany, jak i ten rzeczywisty, prawdziwy żołądek. Tak wygląda VirNet, nic więc dziwnego, jak wiele osób przepada w nim na setki godzin. Dashner fascynuje i robi to w sposób podobny, jak robił to w "Więźniu Labiryntu" – zmienił jedynie tematykę, pozostawiając nawet głównego bohatera w takim stylu, w jakim jest Thomas, błyskotliwy, gwałtowny, odważny. I właśnie Michael, nastolatek, znany ze swych hackerkisch umiejętności, został poproszony przez władze SVN o to, by przeszkodzić w zaludnieniu całego świata programami komputerowymi, mieszającymi w ludzkich głowach. Aby raz na zawsze zniszczyć ideę kształtowania Tworów, które same w sobie, w tej części zostają rewelacyjnie przybliżone. To im poświęca się większość uwagi bazującej wokół problematyki powieści, to one najbardziej nurtują i niedomówieniami, wciąż narastającymi zagadkami, dręczą czytelnika. Tematem, pomysłem i wyobraźnią – James Dashner po raz drugi, skradł moje antyutopijne serduszko. 

Ale nie obyło się bez drobnych potknięć w wykonaniu. Nie jest to seria rewelacyjna i czuć to po lekturze początkowych rozdziałów – nuda, nuda, nuda. Pierwsza część jest ciężka, zresztą jest to zupełnie odwrotne do sytuacji w tomie pierwszym ("W sieci umysłów"), gdzie to początek stanowił najbardziej intrygujący i klimatyczny punkt. Teraz tutaj zakończenie satysfakcjonuje bardziej, naprawdę mindfuck totalny, że się tak wyrażę. Napięcia mnóstwo, po przebrnięciu przez początek szczególnie obficie, jednak do pewnego momentu – czytanie tego jest istną torturą. 

James Dashner zaciekawił mnie zakończeniem pierwszej części, ale końcówką drugiej – totalnie zniszczył. CZEKAM. Naprawdę CZEKAM NA FINAŁ tej trylogii, mimo, że miała ona słabsze, jak i lepsze momenty. Z tych pierwszych, to na pewno ciągnąca się fabuła i rozwleczone, żmudne rozdziały, z tych drugich – pomysł, wizja Internetu w przyszłości i cyberterroryzm, który pokochałam już w "Who Am I" (polecam!). Jeśli jednak chodzi o tę książkę i jej poprzedni tom – "Reguła Myśli" była lepsza, w moim odczuciu odrobinę bardziej interesująca. Czy warto czytać? Można, choć niekoniecznie. Ten wybór pozostawiam już każdemu z Was.

Tekst powstał wyniku współpracy z wydawnictwem Albatros.