Pochłonięci technologicznie


Całkowicie Was rozumiem. Tych, którzy podczas odkurzania, myślami byli w odległych krainach, tych, którzy nie mogli spędzić paru godzin w szkole, nie mogąc się doczekać powrotu do tamtego świata i tych, którzy zrosnęli się z fotelem i zasnęli z wyczerpania z myszką w dłoni. Całkowicie rozumiem, wiem, jak to jest być uzależnionym od gier komputerowych – nawet w tej chwili mam ochotę się odmóżdżyć i odpalić jedną z nich, mimo, że czasy, gdy grałam intensywnie, minęły – bezpowrotnie, mam nadzieję. Teraz monitor zamieniłam na książkę a dział z grami na regał, chociaż nie wiem, jak wiele minęłam osób, które postawiły kroki podobne do moich. Wiem za to jedno i nie jest to bynajmniej z fusów wróżenie – z biegiem lat będzie im tylko ciężej.

Bo technologia brnie do przodu, szykuje tysiące internetowych pułapek, masę uzależniających porali, gier i stron. A co będzie w bardzo odległej przyszłości? Za, załóżmy – 1000 lat?

W tragiczną postać wróżbity tym razem wcielił się James Dashner (kojarzymy, co?), tworząc z naszego świata, przestrzeń już odgórnie zaplanowaną dla graczy. Billboardy reklamujące najbardziej dochodowe gry na świecie przy każdej z ulic, zainstalowane w mieszkaniach urządzenia cyfrowe, idealne do odtwarzania tamtej rzeczywistości i, obowiązkowo: trumny – coś w rodzaju pomieszczenia, małej przestrzeni, dzięki której, po położeniu się w niej, możesz zacząć uczestniczyć w wirtualnej rzeczywistości VirNetu, zupełnie jak w normalnym życiu. Chodzisz, jesz, bawisz się. To sieć, która całkowicie pochłania – zarówno umysł, jak i ciało – która gwarantuje świetną zabawę, a najlepszą tym, którzy są w posiadaniu dużej liczby hakerskich sztuczek. Jednak są granice, których lepiej nie przekraczać i zasady, których nie warto traktować lekkomyślnie. Ktoś właśnie złamał reguły gry, człowiek z nadludzką wręcz zdolnością hakowania – z zabójczym rezultatem, a misją Michaela – bohatera "W sieci umysłów" jest współpraca z tajemniczymi służbami VirNetu. Czas wniknąć do wirtualnej sieci przez boczne zaułki, których nigdy nie widziały ludzie oczy…. Czas złapać Kaine’a.

Nowoczesne technologie, skomputeryzowana fabuła, cyber-światy. Totalnie odpływam, poważnie! Największą zaletą "W sieci umysłów" jest zdecydowanie koncept, świat przedstawiony i ten intrygujący pomysł, wymagający niewątpliwie wiele wysiłku i ogromu wiedzy, by mógł zostać zrealizowany. Ale jest – przestrzenny, bardzo internetowy, trzymający klimat hakerskiego-thrilleru obsadzonego w realiach dystopijnych. Genialne rozgrywający się spisek, wartko pędząca historia i liczne podrozdziały, których forma bardzo ułatwiła – a nawet sprzyjała szybszemu czytaniu. Polubiłam także głównego bohatera, Michaela, za – Ci, którzy czytali "Więźnia Labiryntu" wiedzą – swoistą odwagę, zakrawającą nieco na bohatera tamtejszej trylogii Thomasa, lecz nie do końca – Michael raczej jest znacznie bardziej elokwentny, a przy tym przebiegły i mocno agresywny. Like it.

Jednakże – bo należy wiedzieć, że Michael nie jest tym jedynym bohaterem (podobnie jak w kultowych seriach, i tutaj króluje zasada Świętej Trójcy Bohaterów) – na dobrym zarysie jego osobowości się kończy. Sara i Bryson, dwójka równie utalentowanych Graczy, jest przedstawiona w sposób bardzo wymijający. Poznajemy ich nieznacznie, są dość nijacy, brakuje jakiegokolwiek fragmentu przybliżającego nam tylko i wyłącznie ich sylwetki – ubolewam nad tym mocno, chociaż jest też rzecz, z którą stało coś jeszcze gorszego. Historia. Wciągnęła mnie niesłychanie, klimat był fascynujący, nie mogłam się oderwać nie tylko ze względu na intrygę, ale i właśnie całą tę otoczkę, klimat… To wszystko działo się, mniej więcej, do połowy. Później ta linia porozumienia między nami gwałtownie się zerwała, nie czułam już tej lektury, jak poprzednio – ba! zdarzało się, że nużyła mnie, irytowała ta, jak na książkowe standardy, zbyt szeroka interlinia i nudni bohaterowie poboczni. 

Po Jamesie Dashnerze spodziewałam się czarów, przełomu, jaki spotkał mnie podczas czytania historii Thomasa, dostałam jednak tę Michaela – równie ciekawą i absorbującą, jednak niedostatecznie dopracowaną. "W sieci umysłów" ma świetny klimat i porusza rewelacyjne wątki, więc jeśli interesuje Cię tylko świat graczy, nauka, Matrix i ataki cyberterrorystów, to jak najbardziej – mocno rekomenduję. Jeśli nie, chyba nie wydarzy się nic nieprawdopodobnego, jeśli sobie tę książkę odpuścisz, ponieważ książki neutralne (ani rewelacyjne, ani katastroficzne) są nie tylko najgorszymi pozycjami do recenzowania, ale i także polecenia. Bo czytać je można, tylko… po co?
Tekst powstał w wyniku współpracy z wydawnictwem Albatros.


#0,5 Gunner Skale | #1 W sieci umysłów | #2 Reguła myśli | #3 The Game of Lives