4 min Czytania

Całkowicie Was rozumiem. Tych,
którzy podczas odkurzania, myślami byli w odległych krainach, tych, którzy nie
mogli spędzić paru godzin w szkole, nie mogąc się doczekać powrotu do tamtego świata
i tych, którzy zrosnęli się z fotelem i zasnęli z wyczerpania z myszką w dłoni.
Całkowicie rozumiem, wiem, jak to jest być uzależnionym od gier komputerowych –
nawet w tej chwili mam ochotę się odmóżdżyć i odpalić jedną z nich, mimo, że
czasy, gdy grałam intensywnie, minęły – bezpowrotnie, mam nadzieję. Teraz
monitor zamieniłam na książkę a dział z grami na regał, chociaż nie wiem, jak
wiele minęłam osób, które postawiły kroki podobne do moich. Wiem za to jedno i
nie jest to bynajmniej z fusów wróżenie – z biegiem lat będzie im tylko ciężej.
Bo technologia brnie do przodu,
szykuje tysiące internetowych pułapek, masę uzależniających porali, gier i
stron. A co będzie w bardzo odległej przyszłości? Za, załóżmy – 1000 lat?
W tragiczną postać wróżbity tym
razem wcielił się James Dashner (kojarzymy, co?), tworząc z naszego świata,
przestrzeń już odgórnie zaplanowaną dla graczy. Billboardy reklamujące
najbardziej dochodowe gry na świecie przy każdej z ulic, zainstalowane w mieszkaniach
urządzenia cyfrowe, idealne do odtwarzania tamtej
rzeczywistości i, obowiązkowo: trumny – coś w rodzaju pomieszczenia, małej przestrzeni,
dzięki której, po położeniu się w niej, możesz zacząć uczestniczyć w wirtualnej
rzeczywistości VirNetu, zupełnie jak w normalnym życiu. Chodzisz, jesz, bawisz się. To sieć, która
całkowicie pochłania – zarówno umysł, jak i ciało – która gwarantuje świetną
zabawę, a najlepszą tym, którzy są w posiadaniu dużej liczby hakerskich
sztuczek. Jednak są granice, których lepiej nie przekraczać i zasady, których
nie warto traktować lekkomyślnie. Ktoś właśnie złamał reguły gry, człowiek z
nadludzką wręcz zdolnością hakowania – z zabójczym rezultatem, a misją Michaela
– bohatera "W sieci umysłów" jest współpraca z tajemniczymi służbami VirNetu.
Czas wniknąć do wirtualnej sieci przez boczne zaułki, których nigdy nie
widziały ludzie oczy…. Czas złapać Kaine’a.
Nowoczesne technologie,
skomputeryzowana fabuła, cyber-światy. Totalnie odpływam, poważnie! Największą
zaletą "W sieci umysłów" jest zdecydowanie koncept, świat przedstawiony i ten intrygujący
pomysł, wymagający niewątpliwie wiele wysiłku i ogromu wiedzy, by mógł zostać zrealizowany. Ale jest – przestrzenny, bardzo internetowy, trzymający klimat
hakerskiego-thrilleru obsadzonego w realiach dystopijnych. Genialne rozgrywający się spisek, wartko pędząca historia i liczne
podrozdziały, których forma bardzo ułatwiła – a nawet sprzyjała szybszemu czytaniu. Polubiłam także głównego
bohatera, Michaela, za – Ci, którzy czytali "Więźnia Labiryntu" wiedzą – swoistą
odwagę, zakrawającą nieco na bohatera tamtejszej trylogii Thomasa, lecz nie do
końca – Michael raczej jest znacznie bardziej elokwentny, a przy tym przebiegły
i mocno agresywny. Like it.
Jednakże – bo należy wiedzieć, że
Michael nie jest tym jedynym bohaterem (podobnie jak w kultowych seriach, i
tutaj króluje zasada Świętej Trójcy Bohaterów) – na dobrym zarysie jego
osobowości się kończy. Sara i Bryson, dwójka równie utalentowanych Graczy, jest
przedstawiona w sposób bardzo wymijający. Poznajemy ich nieznacznie, są dość
nijacy, brakuje jakiegokolwiek fragmentu przybliżającego nam tylko i wyłącznie
ich sylwetki – ubolewam nad tym mocno, chociaż jest też rzecz, z którą stało
coś jeszcze gorszego. Historia. Wciągnęła mnie niesłychanie, klimat był
fascynujący, nie mogłam się oderwać nie tylko ze względu na intrygę, ale i
właśnie całą tę otoczkę, klimat… To wszystko działo się, mniej więcej, do
połowy. Później ta linia porozumienia między nami gwałtownie się zerwała, nie
czułam już tej lektury, jak poprzednio – ba! zdarzało się, że nużyła mnie,
irytowała ta, jak na książkowe standardy, zbyt szeroka interlinia i nudni bohaterowie poboczni.
Po Jamesie Dashnerze spodziewałam
się czarów, przełomu, jaki spotkał mnie podczas czytania historii Thomasa,
dostałam jednak tę Michaela – równie ciekawą i absorbującą, jednak
niedostatecznie dopracowaną. "W sieci umysłów" ma świetny klimat i porusza
rewelacyjne wątki, więc jeśli interesuje Cię tylko świat graczy, nauka, Matrix
i ataki cyberterrorystów, to jak najbardziej – mocno rekomenduję. Jeśli nie,
chyba nie wydarzy się nic nieprawdopodobnego, jeśli sobie tę książkę odpuścisz,
ponieważ książki neutralne (ani
rewelacyjne, ani katastroficzne) są nie tylko najgorszymi pozycjami do
recenzowania, ale i także polecenia. Bo czytać je można, tylko… po co?
Tekst powstał w wyniku współpracy z wydawnictwem Albatros.
antyutopia/dystopia
James Dashner
wyd.Albatros