Kiedy nikt nie chce ryzykować, dotykając cię


Jestem oczarowana. Po raz kolejny, po raz kolejny zaniemówiłam. Kocham tę książkę. Kocham każdą jej stronicę, każde przekreślone, niewypowiedziane słowo. Kocham jej intymność, bijący od niej smutek, czuję depresyjność, potrzebę rozmowy, dotyku, zrozumienia. Kocham okładkę, która w żadnym stopniu nie nawiązuje do książki, jedynie litery tytułu; popękane, okaleczone, roztrzaskane. Zupełnie jak moje serce.

Wszystko krąży wokół Julii, tytułowej bohaterki, siedemnastoletniej Julii Ferras i wokół tego co robi i wokół tego, kim jest. Jest dziewczyną odrzuconą przez rodzinę, znienawidzoną, zapomnianą. 264 to liczba dni spędzonych w zamknięciu. To czas odosobnienia. 6336 godzin to cyfry dzielące ją od ostatniego dotyku innego człowieka. W głowie szumi jej od przykrych wspomnień: obrazów rodziców pozbywających się jej z domu, przekleństw kierowanych w jej stronę, i kamieni z rąk rówieśników i ich celnych oczu. Komitet Odnowy wysłał ją do psychiatryka i tam już pozostała, z dnia na dzień gasnąc i usychając. Towarzystwa dotrzymuje jej jedynie wkład od długopisu, kradziony notatnik i – od pewnego czasu on. Adam, jej nowy współwięzień współlokator, który czy tego chce czy nie, życie jej obróci do góry nogami.

Tytułowy dotyk to jej osobiste przekleństwo. Broń pożądana przez armie i znienawidzona przez społeczeństwo. Nikt nie wie, dlaczego ma on tak silny wpływ na człowieka. „Wysysa” on dobre samopoczucie, siły witalne, później zdrowie. Do momentu ostatniego uderzenia serca. Julia jest maszyną niosącą śmierć przez dotyk, a najgorszy w tym wszystkim jest fakt – że sprawia to, iż ona rośnie w siły i czuje się lepiej. Dlatego jej niechęć do dotyku sprawia, że obserwujemy istotę słabą, kruchą jak szkło, gałązkę łatwą do złamania. Śledzimy jej przypuszczenia, filozoficzne myśli, poetycko i zaskakująco dobrze ujęte rzeczy, których istnienie jest nas jest codziennością – dla niej, obrazem niezwykle cennym.

"Za oknem słońce wpada do oceanu, rozchlapując na wodzie brązowe, czerwone, żółte i pomarańczowe plamy. Milion liści ze stu różnych gałęzi zrywa się, trzepocząc obietnicą lotu. To słowa rzucone na wiatr. Podmuch łapie ich zwiędłe skrzydła tylko po to, żeby siłą ściągnąć je na ziemię i porzucić zapomniane. Depczą po nich stacjonujący tu żołnierze."

Tahereh Mafi imponuje mi swoją wrażliwością. Zmysłem obserwacji rzeczy normalnych, tak jak na powyższym cytacie, i przekształceniu ich w dzieło sztuki. Ta powieść jest jednym wielkim cytatem. Wystarczy otworzyć losową kartkę, przeczytać pierwsze zdanie i bezwładnie dać się porwać. Tahereh Mafi jest mistrzynią porównań, epitetów, uosobień. Zdania spod jej pióra emanują życiem, są jak myśli wyrwane z szufladek naszego mózgu, zakamuflowane i zgubione, o których istnieniu zupełnie zapomnieliśmy. Tahereh Mafi powraca je do życia, oblekając poetyckim językiem, delikatnym, pięknym w swojej prostocie, a jednocześnie zdobionym i idealnie wyważonym. Dźwięcznym jak muzyka. Raz po raz zadajemy sobie pytanie: „Jak to możliwe, że ja na taką myśl nigdy nie wpadłem/wpadłam?”. No właśnie. Tahereh Mafi budzi w nas instynkty obserwacji, dzięki niej czuję się bardziej wyczulona na otaczającą mnie rzeczywistość, faunę, florę i wszystko, co kiedyś – w przyszłości, może przestać istnieć.


Nie dało się również nie zauważyć przekreśleń. Te osobliwe dodatki ukazują Julię, jako osobę sprzeczną i pełną kontrastów. Nie chcącą nikogo dotknąć a jednocześnie pragnącą poczuć ciepło bijącego obok ciała. Sprawiają one, że książka ta, dzięki również narracji pierwszoosobowej, nabiera charakteru dziennika pełnego zwierzeń, zatrzymanych chwil, momentów, przemyśleń. Pragnę myśleć tak jak ona.

Nie jest to antyutopia idealna, nie chcę więc jej zbyt przechwalić. Główny motyw – miłość. Gdyby go tak usunąć, i język autorki nieco znormalizować, dostalibyśmy opowiadanko o bardzo brutalnym świecie, ludzi dążących do jego naprawy (a tak naprawdę jeszcze bardziej go niszczących) o objętości zeszytu szesnastokartowego dla dzieci z podstawówki. Nie mówię teraz, że to książka zła, lecz w porównaniu do innych z tego gatunku – motyw świata zdecydowanie nierozwinięty. Więc nie spodziewajcie się po niej opisów jak z „Czasu Żniw” lub „Igrzysk Śmierci”. To taka miłostka, to właśnie miłość gra pierwsze skrzypce, a antyutopia to tylko dobre tło.


"Jego oczy przesuwają się po moim ciele. Ich powolny ruch sprawia, że łomocze mi serce. Chwytam płatki róż, kiedy opadają z moich policzków, płyną wokół mego ciała, okrywając mnie czymś, co w dotyku przypomina brak odwagi."

„Dotyk Julii” jest powieścią zdecydowanie urzekającą. Skłaniającą do refleksji młodzieżówką, po której przeczytaniu można czuć się nieswojo i wyobcowanie. Po której przeczytaniu zupełnie inaczej spogląda się na świat, inaczej odbiera się uczucia, będąc wyczulonym na smutek, pragnienie akceptacji i lepszego życia. „Dotyk Julii” to nie tylko pierwsza z brzegu powieść z obłędną oprawą graficzną. Owszem – zachęca, intryguje, wydaje się krucha i delikatna, pomimo tego że jej zawartość skrywa grozę i brutalność antyutopijnego świata. „Dotyk Julii” to przede wszystkim opowieść o dziewczynie, która wbrew światu, który się od niej odwrócił, odnalazła przyjaźń, odnalazła schronienie, i w końcu odnalazła miłość.

Historia Julii już od pierwszego zdania wprawia nas w zaintrygowanie i magnetyczną mocą przyciąga do lektury. Historia Julii to tak zgrabnie napisana powieść, że ciężko nie zakochać się w tych niemal paranoicznych, a zarazem melodyjnych i pięknych monologach czy opisach. Historia Julii uczy nas wielu rzeczy. Zdecydowania i determinacji. Abyśmy nie podporządkowywali się wymaganiom postawionym przez otoczenie. Nie pozwalali sobą manipulować. Żebyśmy słuchali głosu serca. Szanowali nawet tych, którzy sprawili nam ból.

Abyśmy walczyli w imię tego, co dobre.

Dotyk Julii | Sekret Julii | Dar Julii