Dom jest tam, gdzie nasi bliscy


Przeprowadzka nie kojarzy się z czymś dobrym. Opuszczenie rodzinnego domu, najbliższych przyjaciół i sąsiadów, zakończenie nauki w szkole i momenty zaaklimatyzowania się w nowej są trudne, nie da się ukryć. Wszystko jest trudne. Ale jeszcze gorzej mają ci, którzy przeprowadzają, z powodu trudnej sytuacji w domu. Teodor, Róża i ich mama są zmuszeni do ucieczki. Pakują swój nieduży dorobek i uciekają z Krakowa do małej miejscowości, by odetchnąć, poczuć się wolnym i przede wszystkim – bezpiecznym. Tam jednak nie czekają na nich rewelacyjne warunki – mały, nadający się niemalże do rozbiórki domek na ulicy Środkowej. Nie wiedząc czemu, nogi chłopca prowadzą go na Wschodnią, gdzie znajduje się ten tytułowy "Dom na Wschodniej", czyli – gwoli ścisłości – najbardziej dziwaczny budynek wszechczasów. Kim jest ekscentryczna starsza pani zamieszkująca dom na Wschodniej i jej podopieczni – ciemnoskóra Roksana, Stachu, Pi-Stachu, mały Wojtek i Konstancja, która sądzi, że jest on sarenką? Jakie sekrety kryje ich dom, pozbawiony współczesnych wynalazków, a posiadający służbę i lokaja? Oraz jakie drzwi otwiera tajemniczy klucz? 

Po lekturze "Skazanych" i "Zabłądziłam" termin "polski debiut" kojarzy mi się tylko z pozytywnymi odczuciami, a "Dom na Wschodniej" tylko podtrzymuje tezę, że Polacy też pisać potrafią. A autorka Sabina Jakubowska w zupełności jest tego przykładem. Jeśli nadal jesteście nieprzekonani: "Dom na Wschodniej" został wyróżniony Nagrodą Główną w Konkursie Promotorzy Debiutów 2015. Uzasadnienie? Proszę.
"Ta książka ma wszystko, co powinna mieć powieść dla młodzieży. Jest tu przyjaźń, pierwsza miłość, tajemnica, sporo trudnych tematów i wartka, wciągająca akcja. Ta książka ma także to, co powinna mieć po prostu dobra powieść: precyzyjną kompozycję, która zgrabnie splata wszystkie wątki i ujmującą plejadę niebanalnych bohaterów."
Strzał w dziesiątkę. "Dom na Wschodniej" to jedyna książka, która posiada tak ogromną liczbę bohaterów, – przy czym tak odrębnych i tak różnych od siebie – że to oni napędzają akcję. To oni są silnikiem napędowym i to ich problemy budują całokształt. Rasizm, dom dziecka, stalking, choroba, uzależnienia i niechciana ciąża to tylko część tego, z czym walczą. Ta książka ma trzysta stron, ale tylu nieszczęść i cierpienia nie widziałam w żadnej innej, nawet trzy razy grubszej. Każdy z bohaterów ma własne przeżycia, do każdego z nich można dopisać któreś z wyżej wymienionych przypadków i to właśnie dlatego oni wszyscy mieszkają, tam gdzie mieszkają – w domu na Wschodniej, ich osobistej ostoi i przystani, gdzie rządy sprawuje kobieta tak silna i pełna nadziei, że każdy z ich problemów – prędzej czy później – musi zostać rozwiązany. A ona włoży w to całe serce. Zdecydowanie ujęła mnie też tajemnica klucza, czyli coś, co po jakimś czasie ustępuje miejsca problematyce utworu, ale nadal krząta się z tyłu, by w ostatecznym momencie w końcu rozstrzygnąć powieść i chociaż na chwilę zmrozić krew w żyłach. A wartka i bogata w suspens akcja, jeszcze bardziej na to wpływa, zupełnie jak niedługie rozdziały, które w żadnym stopniu nie nużą, są rzeczowe i przyjemne w odbiorze.

Sam język autorki początkowo nie przypadł mi do gustu, musiało minąć trochę czasu zanim się z nim oswoiłam, ale nie wiedząc czemu: nadal mam lekką awersję na jego widok. Ale to też nie wszystko, ponieważ czasem wydaje mi się, że powieść ta bywa taka niepełna i pozostawiająca niedosyt. Nie w takim pozytywnym znaczeniu, kiedy powieść specjalnie zakończona zostaje w momencie najmniej odpowiednim, ale takim, że naprawdę odczuwałam potraktowanie historii pobieżnie, jakby brakowało w niej paru elementów. Ale nie muszę mieć racji, ja tu tylko sprzątam.

"Dom na Wschodniej" to nic innego jak historia nieszczęść, które istniały dla siebie nawzajem: by dodać otuchy, pokochać, zrozumieć. Nie jest to wprawdzie książka melodramatyczna, ale rozczulająca na pewno, kochana i bardzo, bardzo ciepła. Poruszająca tak dużą liczbę problemów i bohaterów, że pewnie nie policzyłabym ich na palcach u rąk, ale w sumie, czy nie jest tak, że im więcej osób w domu tym atmosfera milsza i weselsza? "Dom na Wschodniej" polecam każdemu, kto ma ochotę na kaskadę konfrontacji młodzieży i dorosłych z ich problemami oraz powracającymi wspomnieniami, jednak nie jest to powieść w żadnym razie dołująca i smutna, a dająca promyki nadziei oraz zapowiadająca lepsze jutro, niezależnie od tego, kim jesteśmy i co posiadamy.
Za powieść serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Relacja ;)