Czytania
Wattpad. Dla niektórych miejsce
realizacji, spełniania swoich marzeń, miejsce nowych czytelniczych odkryć i
doznań, lecz dla innych – dzieło zupełnie płytkie i niesprawiedliwe. Tam nikt
nie spojrzy na fakt Twojego zaangażowania i gamę metaforycznych odniesień do
klasyków literatury oświeceniowej – to świątynia łatwych książek. Tam "Wielki
Gatsby" by się nie sprzedał. Pisana przez młodzież najczęściej i dla młodzieży
głównie. Taka Anna Todd na swojej "powieści" dorobiła się tam miliarda odsłon, dobrych parę milionów zakochanych po uszy
fanek, cztery ceglaste tomy i sprzedanie praw do ekranizacji. Abigail Gibbs,
dziewiętnastoletnia autorka "Kolacji z wampirem" również doczekała się niezłej sławy
w Polsce. Ale czy seria "Summoner. Zaklinacz" uda się śladem wattpadowych braci
i sióstr? Czy czytelnicy docenią tę intrygującą i niesamowicie klimatyczną historię?
Taran Matharu jest jednym z tych
pisarzy. Los szczęśliwym trafem połączył go z Wattpadem, a sumienność sprawiła,
że po kwartale pierwsze rozdziały "Zaklinacza" zostały przeczytane przez ponad milion
czytelników. Po szczęściu miesiącach były to już trzy. W swojej historii
subtelnie nawiązał do klasyków, które uwielbiamy. "Władca Pierścieni", "Harry
Potter", "Zwiadowcy", wszystko w dawkach znikomych, niewidocznych i
niewyczuwalnych – tak tylko, by wzniecić sentyment i zainteresować zwolenników.
Głównym bohaterem jego historii jest Fletcher, nastolatek znikąd, bez nazwiska,
bez matki, porzucony po narodzeniu na pastwę losu. Chłopiec pilnie pracuje u
mistrza cechu i widać, że praca ta jest wprost stworzona dla jego sytuacji –
rzemiosło, jakim jest wyrabianie zbroi i kucie mieczy to biznes zawsze
opłacalny. A szczególnie w tych czasach, obfitujących w spory z orkami i
wieloma nieporozumieniami odnośnie sojuszy z rasą elfów oraz krasnoludów. Lecz
jeden moment na zawsze zmieni życie chłopca w małej mieścinie. Kim jest
tajemniczy wędrowiec i skąd ma rzadkie przedmioty, które chce sprzedać? Do kogo
należy tajemna księga i na czym polega bycie "Zaklinaczem"? I… zaraz, jakim
cudem Fletcher wezwał demona?
Nie jestem przesadną fanką takiej
typowej fantastyki. "Gra o Tron" to inna sprawa, ale "Zwiadowcy" mnie
kompletnie nie porwali, a z Tolkienem męczę się niemiłosiernie, jednak są takie
książki, które potrafią wykrzesać z mojego newadultowego serduszka trochę
miłości do fantasty. "Harry Potter", "Próba Żelaza", "Akademia Dobra i Zła" i już
teraz, pierwszy tom serii, "Początek". Zupełnie przepadłam, widzę w tej
historii ogromny potencjał, który autor wykorzystuje nienagannie. Tworzy świat,
całe ogromne uniwersum, jego historię, początki i bitwy. Dorzuca szkołę, w
której naucza się młodych Zaklinaczy, a gdzie panują dość nietypowe zasady. Tworzy
trójkę bohaterów, którzy nie od razu zapałali do siebie sympatią, ale ich
odwaga gwarantuje im świetlaną wręcz przyszłość. I możecie wywnioskować – nie
dziwię się, też mam taki brzydki nawyk, – że to gdzieś już było. Że orki, elfy
i krasnoludy to jeden świat, a szkoła, tutaj akurat zwana Akademią Vocanów –
drugi. Nie mylicie się, pewne podobieństwo na poziomie pomysłu jest. Istnieje. Mamy
szkołę, mamy trójkę przyjaciół, księżniczkę elfów, zbuntowanego krasnoluda i
Fletchera, wśród nich są ci szlachetnie urodzeni, czujący się lepszymi, jest
nauczyciel, który staje za bohaterami murem i jest ten drugi, zupełne
przeciwieństwo. Fletcher trochę pachnie Willem ze "Zwiadowców", bo też
dokładnie nie wiadomo kim on jest i skąd się wziął. Schematu nie wykluczam,
chcę jedynie podkreślić, że w wykonaniu nie czuć go w ogóle. Zupełnie inne
motywy, zupełnie inne przyczyny i skutki. Ani razu nie obudziło się we mnie
uczucie "o rany, to gdzieś było", bo nie było. Taran Matharu jakby specjalnie
napisał inaczej, by takie reakcje nie zaistniały, a jednocześnie podobnie, bo –
jak wspomniałam na wstępie – w naszych głowach Tolkien i Rowling siedzą zawsze,
przypominając o sobie i siejąc sentyment.
Podoba mi się, że świat nie jest
idealny. Że pojęcie machlojek, niesprawiedliwości i uzurpatorów nie zginęło i
wydało się mniej ważne. A owszem, jest tutaj bardzo pożądane. Buduje realność,
sprawia, że świat przestaje być taki miły, bo dobrze wiemy, że rzadko mu się
zdarza. Tu tkwi ogromna zaleta "Początku" – nawet główni bohaterowie posiadają złe
cechy i potrafią być opryskliwi. Nadaje im to ogromnej przestrzenności,
podkreśla ludzką naturę i sprawia, że przegraliby konkurs o najbardziej
idealnego bohatera książki już na samym castingu. A jeśli chodzi o przestrzenność –
nie tylko tyczy się bohaterów. Świat jest rozbudowany, nic nie jest miałkie,
nudne i wyrwane z kontekstu.
"Początek" jest świetlnym wstępem do serii (tutaj okładka drugiego tomu!) i łączy to, co lubimy. Pobudza
wspomnienia, ale nie tworzy schematów. I jest oryginalna, przysięgam. Nie
wymyśliłabym bohaterów z mocą przywoływania demonów. Nie stworzyłabym ich rodzajów,
nie określiłabym ich many i nie opisała poziomu. To najbardziej mnie zaskakuje, bo nie
spotkałam się z tak nietypowym pomysłem w ogóle. Jestem pod wrażeniem i pod
wrażeniem będą na pewno fani powieści wymienionych w tym tekście, fani
Pokemonów oraz gracze League of Legends. Najlepszą rekomendacją niech
pozostanie to, że mimo mojej awersji do fantastyki, zakochałam się w niej na
nowo.
Za możliwość pobytu w Akademii Vocanów dziękuję wydawnictwu Jaguar!
fantastyka
Taran Matharu
wyd.Jaguar
PS. Są tutaj fani Wattpada? Polećcie się, albo jakieś opowiadanie;)