Czytania
Klejnot | Biała Róża | Czarny Klucz
Bogato zdobione sale balowe,
bankiety, szlachetnie urodzeni goście. Mnóstwo jedzenia, mnóstwo przepychu i te
damy w strojnych sukniach obwieszone tonami klejnotów. Choć… w Klejnocie nikogo
nie powinno to dziwić; nie bez powodu krąg ten nosi tak dumną nazwę – jest
kolebką życia, centralną częścią Samotnego Miasta, owianego nutą tajemniczości
i magii. Okazuje się, że tamtejszych ludzi stać na wszystko – choć nie do końca
jest to prawdą. Dziedzic z niewiadomych przyczyn dla szlachetnych dam jest
nieosiągalny, niezdolne do zajścia w ciążę decydują się więc na zakup
surogatek, ale – warto też wspomnieć, nie byle jakich. Szkolone od dwunastego
roku życia, odseparowane od rodziny, pozamykane w Magazynach i – co ważne –
zdolne do wpływania na wygląd dziecka, psychikę i jego rozwój. Wśród nich
poznajemy szesnastoletnią Violet, niezwykle piękną, niezwykle utalentowaną, ale
i – niezwykle przestraszoną. Nachodzi bowiem Aukcja, gdzie zostanie
zlicytowana, straci imię oraz osobowość, a zyska numer i nową właścicielkę.
Jak zacznie wyglądać jej życie u boku
jednej z najbardziej wpływowych kobiet w mieście, czy zdoła sprostać jej wymaganiom i
jednocześnie uniknąć gniewu zawistnych Szlachcianek, które są w stanie zrobić
absolutnie wszystko w celu wyeliminowania surogatek konkurencji?
Podobna okładka, tak samo
zaczynające się rozdziały, identyczny font w tytule. Perfekcyjny makijaż,
szlachcianki, pokojówka i balowe outfity. Wszystko to na myśl przywodzi "Rywalki",
prawda? A jednak nie jest to ta sama historia, nie jest to ta sama autorka i na
pewno nie jest to ten sam styl pisania. Styl Amy Ewing podoba mi się bardziej.
W ogóle, "Klejnot" podoba mi się bardziej niż "Rywalki", których czytanie i tak
sprawia niezłą frajdę. Poważnie. Autorka "Klejnotu" nie rozwodzi
się nad liczbą falbanek, nie określa odcieni sukien, tego czy podkreślają
urodę, czy pasują do oczu, czy nie. Autorka też nie wciska
bohaterki między dwójkę mężczyzn, nie robi sztampowego trójkąta miłosnego, nie daje
jej głupiej, kłótliwej i impulsywnej osobowości. Owszem, nie sprawia to, że
powieść automatycznie staje się Bóg wie jak trudna, wymagająca i niosąca
moralne wartości – nie. Też bywa dosyć głupiutka, lekka, miałka a jednocześnie
przyjemna.
Łatwo wyczuć klimat innych
powieści i jest to, niewątpliwie, chyba największa wada "Klejnotu". Nie jestem
też w stanie, mimo moich chęci, bo powieść naprawdę mi się podoba, usprawiedliwić
autorki. Niektóre sceny, takie jak jazda do Klejnotu od razu na myśl
przywodziła mi tę, gdy Peeta z Katniss jechali do Kapitolu, podziwiając przez
okno całe jedenaście dystryktów. Z tymi dystryktami to też ciekawa sprawa, bo i
tu wyróżniamy podobne: Bagno, Farma, Dym, Bank – w tej właśnie kolejności, – które słyną w danych specjalizacjach i obdarowują Klejnot, rzecz jasna, jak
tylko mogą. Mamy również Violet, która opuszcza rodzeństwo i matkę (ojca nie
ma, podobnie zresztą jak Katniss). Podobieństwa do "Rywalek" wymieniłam w
poprzednich akapitach, ale i warto zaznaczyć – tu i tam również niewiele mówi
się o historii; co i dlaczego jest tylko pustym hasłem i mam
nadzieję jedynie, że jak "Elita" klarownie wszystko wyjaśniła, tak i "The White
Rosie" nam na niedopowiedzenia odpowie. Nigdy nie czytałam powieści o
surogatkach, a już na pewno nie o obdarzonych supermocami, więc akurat ten
punkt znacznie rekompensuje powtarzające się tu schematy i czyni powieść
niesamowicie ciekawą oraz w pewnym stopniu wyróżniającą się.
Wcześniej wspomniałam o stylu
autorki – jest maksymalnie łatwy, ale potrafi zaskoczyć ciekawym spostrzeżeniem
wymagającym zaznaczenia i wpisania do zeszytu z cytatami. To właśnie on
sprawia, że wystarczy jeden wieczór – jak też było w moim przypadku – i książka
połknięta. Amy Ewing potrafi bardzo dobrze operować akcją, świetnie bawi się
granicą rozsądku, gdzieś tam czającą się w tyłu głowy czytelnika, mam na myśli
to, że często szarpie za nasze nerwy, pobudza instynkty, wyczula na czyhające
niebezpieczeństwo a czasem tłumi je by zadać cios ostateczny. I tym mnie chyba dobiła.
Nie spodziewałam się, jak bardzo zaskoczy mnie pewnymi obrotami akcji, i mimo,
że paru rzeczy się domyśliłam, ona i tak obrała inną drogę do urzeczywistnienia
tego. A zakończenie mnie naprawdę poruszyło. Ostatnie zdania, ostatnia
wiadomość, ostatnia nadzieja. Maksymalne pobudzenie ciekawości, chapeau bas.
Amy Ewing podała nam piękną
historię siły przyjaźni, oddania jakiego nie powstydziłby się Szekspir w swojej "Romeo i Julii" oraz nie zapominania kim się naprawdę jest, pomimo przeciwności
losu i tysiąca innych osób, które siłą nas do tego zmuszają. Powieść urzekła
mnie stopniowym wzbudzaniem ciekawości, subtelnym wątkiem miłosnym, a
jednocześnie intrygami potężnych kobiet, których zdanie w Klejnocie liczy się
najbardziej. To powieść zdecydowanie obowiązkowa dla fanów i fanek Kiery Cass, chociaż
nie tylko – Ewing wypiera się trójkątów miłosnych, toksycznej rywalizacji i
zawiści innych konkurentek, które budowały mur irytacji u autorki "Selekcji".
Szczerze, nie podziewałam się, jak bardzo intrygująca i wciągająca okaże się
historia Violet Lasting i jak bardzo zaskoczy mnie zakończeniem autorka. To zdecydowanie lektura, którą połyka się bez przeżuwania, a po której skończeniu myśli o ulicach Klejnotu błąkają znacznie dłużej, a trawienie mogłoby trwać
wiecznie.
Za powieść serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar! :))
Amy Ewing
antyutopia/dystopia
wyd.Jaguar
Playlista piosenek, które mi się z "Klejnotem" kojarzą, akurat leciały podczas czytania lub, po prostu, świetnie oddają klimat!
Ps. Co sądzicie na temat plagi książek igrzysko-podobnych? Omijacie szerokim łukiem, czy nie przeszkadza Wam taki stan rzeczy?
Ps. Zaciekawieni? :D