Jeśli nie nakłonię niebios, poruszę piekło


Miasto Zagubionych Dusz | Miasto Niebiańskiego Ognia

Z perspektywy czasu uważam, że Cassandra Clare spokojnie mogłaby zakończyć serię "Dary Anioła" na trzech tomach. Ale wtedy nie byłoby "Miasta Zagubionych Dusz" – tomu, który całkiem skutecznie zniesmaczył i znienawidził Jace’a Lightwooda w oczach tysiąca fanek. A tego do szczęścia właśnie mi brakowało – pozbycia się przeszkód i zbędnej konkurencji.
"Ci dwaj są teraz nierozerwalnie złączeni. Jeśli jeden umrze, drugi też. Żadna broń na tym świecie nie jest w stanie zranić tylko jednego z nich."
W tym tomie Jace nie emanuje swoją jaceowatością, nie kroi demonów z zamkniętymi oczami ani nie żongluje sarkazmem i ironią – jest opętany. Związany na wieczność magicznym znakiem widocznym na jego piersi z Sebastianem, łaknącym śmierci i mającym demoniczne plany psychopatą. Stał się sługą zła, swoim bezżartowym przeciwieństwem, kamieniem, maską. I tylko mała grupka, tak zwana "Drużyna Dobra", wierzy, że jest jeszcze nadzieja – Isabelle, Magnus, Alec i Simon poruszają niebo i piekło by uratować chłopaka…. Dosłownie. Tylko żeby to robić muszą zbuntować się przeciwko Clave, rządowi Nocnych Łowców i ich prawom oraz działać bez Clary – dziewczyna rozgrywa niebezpieczną grę zupełnie sama, gdzie dla Jace’a gotowa jest zrobić zupełnie wszystko. Czy tak wygląda koniec? Czy destrukcyjny plan Sebastiana zniszczy absolutnie cały świat Nocnych Łowców? I czy Jace naprawdę jest już stracony?

Cóż za emocje! Cóż za pomysł! Cóż za akcja!

Nigdy nie mogę się nadziwić – Clare jest naprawdę dobra w tym co robi, ma głowę pełną pomysłów i po średnim "Mieści Upadłych Aniołów" w końcu ma szansę się zrehabilitować. A robi to bezbłędnie. Czuć, że koniec jest nieubłagany. Nie tylko koniec serii (to piąty na sześć tomów), ale i koniec wszystkiego. Atmosfera się zagęszcza, robi się goręcej i cała akcja rozgrywa się w przeciągu tych paru ostatnich, powodujących duszności, klaustrofobię i hiperwentylację, rozdziałów. Miazga. Końcówka to moc, w przeciwieństwie do rozpoczęcia – tutaj, niestety, można się trochę pomęczyć. Można, bo nie trzeba – lata temu nie miałam z tym trudności, teraz w "Miasto Zagubionych Dusz" wbijałam się dwa miesiące. A czasu miałam pod dostatkiem. Początek to niesamowite lanie wody, trochę w klimacie poprzedniego tomu, który ogólnie rzecz mówiąc – był niezłym niewypałem. Ale Clare urozmaica trochę zakochanymi, intrygami zakochanych, sprzeczkami zakochanych i całą masą parringów – w tej części to chyba już każdy ma swoją drugą połówkę. Nawet Zgredek by kogoś znalazł, gdyby Clare go od Rowling przemyciła (if you know, what i mean).

Co w tej części jest, czego nie ma w pozostałych? Życie w drodze. Akcja nie ma stałego miejsca lokalizacji, co pewien czas się przemieszcza – Wenecja, Praga, Paryż, nie tylko Nowy Jork, jak działo się do tej pory. Czy muszę pisać, jaki wpływ ma to na czytelnika? Świetnie obrazuje klimat i zwyczaje tamtejszych narodowości, Clare zgrabnie a jednocześnie z precyzją i wiernie (w końcu uwielbia podróżować) odzwierciedla każdy szczegół: dania, budynki, mieszkańców. Świetnie. I chyba nie muszę wspominać, że to książka ich – chłopców. Więcej tutaj Magnusa i Aleca, ich rozpaczliwych perypetii, które mnie bawią, z kolei Simon przeżywa brak akceptacji ze strony rodziny i pragnie chociaż zachować dobre stosunki z siostrą, która niczego nie jest świadoma. A w centrum Sebastian, jego tysiące fanek (wiem, że tam jesteście!) w końcu mogą odetchnąć z ulgą i zaczytać się do omdlenia: jest psychopatyczny portret psychologiczny, jest jego chęć mordu, końca świata, hordy demonów itd.,itp. może to kogoś pociągać i jarać, jednak nie mnie. Ja czekam aż Jace znormalnieje. I czy w ogóle znormalnieje.
"– Więc mówisz, że będę miał bliznę?
– Dużą i brzydką. Na piersi.
– Cholera – mruknął Jace – A zależało mi na tych pieniądzach za pokaz mody plażowej."

"Miasto Zagubionych Dusz" to mój ulubiony tom serii (zaraz po „Mieście Szkła, oczywiście) i wiem, że faktycznie na to miano zasługuje. Jest wyrachowany, jest zupełnie inny od reszty i naprawdę od niego odbiega: miejscem akcji, bohaterami, nowym wrogiem. Fani Sebastiana nie zawiodą się na pewno – to w końcu on jest w centrum uwagi, przyćmiewając przy tym Jace’a, który w oczach niektórych faktycznie może stracić na sympatii. Poznajemy losy bohaterów drugoplanowych, szukamy rozwiązania wielu problemów. Czego możecie się spodziewać? Wzywania najpotężniejszego demona, armii mrocznych zabójców, wiru walki na każdym rogu, czyhającego i paraliżującego niebezpieczeństwa, ryzyka, spisku Królowej Ferie oraz wielu, wielu innych intrygujących i demonicznych rytuałów. A przy okazji zbierania mózgu ze ściany. Co to był za tom!

PS. A jaka jest Wasza ulubiona część "Darów Anioła"? – jeśli w ogóle czytaliście, jeśli nie – macie zamiar?
PS2. I znowu dla tych, którzy czytali – skończyłam właśnie odświeżanie serii, zaraz przyjdzie pora na MNO. Słyszałam dużo niepochlebnych opinii, więc – zgadzacie się z nimi?