Pozostała już tylko Elita


#0,5 i #2,5 Książę i Gwardzista | #0,4 i 2,5 Królowa i Faworytka

Konkursy piękności na szczeblu światowym, kontynentalnym, krajowym a nawet regionalnym od zawsze napawały przeciętnego Kowalskiego nutą fascynacji i dużą dawką szczerej odrazy. To piękno ukazane w najbardziej powierzchownej formie, ale mimo wszystko nadal przykuwające uwagę zarówno oczarowanych przepychem kobiet, jak i mężczyzn (choć samym przepychem już niekoniecznie). Oczywiście żeby nie wyjść na zbytnich egoistów zawsze warto by rzucić jakąś dość inteligentną konkurencją, przy której nieszczęsne kandydatki musiałyby nieco użyć szarych komórek, nie przeciążając się za bardzo, bo szczerze – poprawiany mejkap to już nie ten sam mejkap. No nie?
Tak czy inaczej.

Seria "Rywalki" to Miss Universe w najczystszej postaci – szelest kosztownych materiałów, rywalizacja, faworyty i widzowie. Jednakże tym razem walka nie toczy się o jedwabną szarfę i małą koronę z plastikowymi diamentami a serce księcia, szacunek króla, królowej oraz przyszłość na czele państwa Illéi. Teraz pozostała tylko Elita – 6 spośród 35 dziewczyn przybyłych do pałacu a walka nabiera zawrotnego tempa, dziewczęta pokazują swoje prawdziwe oblicza, do zamku sporadycznie wtargują nieproszeni goście. I nie w celach uroczej herbatki.

Seria o selekcji to nie jest powalająca kwiecistym językiem pełnym wykwintnych przenośni lektura, to raczej swoiste quality pleasure, czyli coś stworzone z zamysłem niesienia czystej dawki relaksu i słodkiej chwili odurzenia, nie mające najmniejszych przenośni, nawiązań i skomplikowanych detali. Całość nadal opiera się na głównej bohaterce Americe Singer, która jest jaka jest i której charakteru próbować zmieniać nie będę. To wersja wyszczekanej i zaborczej Katniss Everdeen bez łuku a z balową kiecką, która tak jak zapewnić pragnie swojej rodzinie lepsze życie, tak nie ugania się za dwoma facetami jednocześnie jak rywalkowa odpowiedniczka. Wyobraźcie sobie bowiem sytuację, kiedy rzucacie się w ramiona ukochanego, niestety następnego ranka macie okropne wyrzuty sumienia i w celu ich zniwelowania lub chociaż w małym stopniu przygaszenia, spotykacie się z innym by Was pocieszył, udobruchał i w ogóle nagadał samych cudności. America nadal krąży i nadal lata od bazy 1. – Maxon, do bazy 2. – Aspen, czyli książę i chłopak, którego kochała będąc w domu, ale trójkąt wcale tutaj nie jest najgorszy, najgorsze jest jedynie jej wahanie i smętne "potrzebuję czasu", podczas gdy wszystko trzymane jest w tajemnicy, krusząc dwa serca jednocześnie. To męczące, naprawdę, boli nawet czytelnika.

"Elita" nadal pozostaje lekturą dość przewidywalną i tak samo jak poprzedniczka utwierdza w mnie w przekonaniu, że zawodowo sprawdziłabym się jako dobre medium. To jednak nie jest już tak lukrowa i miła powieść jak tom pierwszy, tu dominuje raczej klimat słodko-gorzki. ­Poznajemy historię i motywy założyciela państwa, Gregory’ego Illéę, ataki rebeliantów zaostrzają nadzór nad zamkiem, ale i również pojawiają się zdrady i publiczne tortury. Jednym słowem: dzieje się. Dzieje się bardziej, częściej i intensywniej; niektóre sprawy przestają krążyć wokół głównej bohaterki i dają szansę na oderwanie się od miłosnych perypetii, czego zdecydowanie brakowało tomowi pierwszemu. Całość dopełnia szalenie toksyczna rywalizacja, wieczne kłótnie, upokorzenia, podstawianie nóg i bójki. Warto wspomnieć również, że America jest wyjątkiem jeśli chodzi o przestrzeganie etyki na zamku – nie jest idealna, ale broni swojego i rzuciłaby się na pożarcie lwom byleby uratować przyjaciółkę, by postawić na swoim, bo wie, że ma rację. Podziwiam ją za to, że kopnie księcia w jaja, pokłóci się z królem, źle wypadnie w oczach królowej i nadal będzie w stanie powiedzieć who cares? Albo i nawet: go to hell, for heaven’s sake!

Mimo, że znam zakończenie serii (ach, te dyskretne recenzje "Następczyni"!), to nadal jestem ciekawa zdarzeń, które Cass przygotowała w trzecim tomie. Nie mogę powiedzieć, że "Elita" jest słaba, jak dla mnie to książka ciekawsza nawet od "Rywalek", nie żeby była jakaś górnolotna i mega ambitna, ale potrafiąca potrzymać chwilę w napięciu, pobawić się tętnem i sprawić, że serce zacznie bić trochę szybciej. To kontynuacja serii nadal uroczej, piekielnie wciągającej, pełnej sekretów, drugich twarzy i zabawnych wpadek, które może i nie są przyprawiające o zawał, ale mają wszystko, by zadowolić dziewczynę, której dzieciństwo bazowało na baśniach, bajkach i rycerzu na białym koniu. I właśnie tym osobom ją szczególnie polecam.
Za powieść serdecznie dziękuję wydawcy! :)