Walkę o koronę czas zacząć!


#1 Rywalki | #2 Elita | #3 Jedyna | #4 Następczyni | #5 Korona
#0,5 i #2,5 Książę i Gwardzista | #0,4 i 2,5 Królowa i Faworytka 

Illéa, niegdyś znana jako Stany Zjednoczone nikomu nie kojarzy się już z popularnym etosem amerykańskiego snu czy marzenia. Illéa to nazwa równie bajkowa, jak bajkowe skrywa pozory, jednakże historię posiada naznaczoną wieloma sporami, przelaną krwią, skrzywdzonym społeczeństwem.

W Illéi mieszka America Singer, której imię świadczy o patriotyzmie oraz pamięci dawnych czasów, a nazwisko o zawodzie jaki wykonuje. Trzeba bowiem wiedzieć, że w Illéi – podobnie jak w Indiach – panuje coś w rodzaju kastowego podziału społeczeństwa, gdzie ludzi dzieli się na grupy, a każdej z nich przysługują inne prawa, przywileje i zawody, które wolno im wykonywać. I tak rozciąga się tabela od szlachetnych Jedynek, czyli krewnych rodziny królewskiej i duchownych, aż do Ósemek – ludzi bezdomnych, schorowanych, bękartów i przestępców. America jest Piątką, a klasa ta to nic innego jak sztuka, taniec i artyzm, czyli coś, z czego przeżyć i wykarmić rodzinę bardzo trudno. Nadchodzące Eliminacje – to właśnie szansa. Szansa by jej rodzina nie musiała martwić się pustym portfelem, ciepłem, którego brakowało, elektrycznością, którą odłączali. Wielki konkurs może zapewnić rodzinie rangę Jedynek, dobrobyt a nawet luksus oraz – przede wszystkim – możliwość zdobycia serca samego księcia. Bo właśnie o to chodzi w Eliminacjach – 35 kandydatek i tylko jedno miejsce u boku przyszłego króla. To niezmiernie kusząca propozycja – sęk w tym, że America jest już zakochana i nie ma zamiaru opuszczać swojej miłości.

Już na samym początku powieści, udało mi się dojść do wniosku, że niestety, oryginalność to celny antonim "Rywalek". Sam podział na klasy, nawiązuje do niczego innego, jak do znanych nam dystryktów. Idąc dalej, począwszy od trudnej sytuacji materialnej rodziny i walecznego zgłoszenia się Americi do Selekcji (dla dobra ogółu, rzecz jasna), a skończywszy na zaciętej walce dziewczyn, które mimo, że w pięknych kieckach, wnętrza miały prawdopodobnie bardziej brudne od wściekłych trybutów z "Igrzysk śmierci" Suzanne Collins. Jednak Cass poszła dalej, sięgając po wychwalaną przez zarówno mnie, jak i miliony czytelniczek trylogię Tahereh Mafi "Dotyk Julii". Ten poplątany trójkąt Amierica-Aspen-Maxon to nic innego jak biedna Julia, której (podobnie jak Ami) do opieki został przydzielony Adam/Aspen (pierwsza miłość obu dziewcząt), jeden z żołnierzy Sektora 45/królestwa. No i na deser pozostaje Aaron/Maxon czyli niesamowicie intrygujący pan i władca, który zwodzi naszą główną bohaterkę Julię/Americę. Udało mi się znaleźć jeszcze jedno nawiązanie, mianowicie do trylogii "Przez Burze Ognia" Veronici Rossi. Obszary, przez nią opisane, znajdujące się poza strefą ludzi cywilizowanych/królestwa zamieszkują dzicy, czyli rebelianci. Ci rebelianci, określani również jako plemiona Północ-Południe napadają, rabują i – jak to na szkodniki przystało – robią niezły bałagan. Motyw ten, bardzo szybko skojarzył mi się z przygodami Arii i Perry’ego (które notabene niezbyt polubiłam), a szczególnie Arii, bo to jej wciskano kity dotyczące rebeliantów, kity całkowicie podobne to tych wciskanych tytułowym "Rywalkom".

Poza tym, i bohaterzy tacy jacyś nijacy, słabo wykreowani, pobieżnie potraktowani. Aspen ukazany jako obrażalski i humorzasty gbur z napompowanym ego, który narodził się by zbawić świat narzekaniem. A skoro pokojówki to osoby, z którymi bohaterka najchętniej spędza czas, to czemu nie wiemy nic o ich wyglądzie? Opisów jest mało, przemyśleń i monologów aż zbyt dużo, chociaż (!) to i tak nic w porównaniu z "Klątwą Tygrysa". Oprócz słabo wykreowanych bohaterów, autorka na tacy niesie nam słabo wykreowany świat – małe napomknięcia dotyczące III Wojny Światowej, Azji i Gregorym Illéi to zbyt mało, i podane zbyt szybko. Za jednym zamachem i na odwal się – żeby było. Ciężko wczuć się w powieść kiedy a) i czas bliżej nieokreślony b) i kontynent na początku nieznany c) oraz przyczyna upadku/wojen/biedy niewyłożona jak być powinna. To stanowi straszny minus "Rywalek", a nie zapominajmy – to niezwykle ważny temat w dystopiach.

Okej, ponarzekałam. Ale trzeba wiedzieć też, że najgorszą cechą "Rywalek" jest to, jak piekielnie one wciągają. Uzależniają wręcz. Jakieś sześć-siedem godzin wyjętych z mojego życia to słodki "Top Model" potraktowany cukrem pudrem, brokatem i chwilami miłosnych wzniesień. To było wspaniałe. Dynamizm, z jakim następują kolejno wydarzenia. Nieprzewidywalność, czyli coś co znacznie rekompensuje utarte schematy z innych książek. Cass zwraca uwagę na mnóstwo kamer, niezdrową rywalizację oraz cięte języki a to sprawia, że fabuła staje się naprawdę ciekawa, a losy bohaterów stają się ważniejsze niż piesza wędrówka do toalety. To powieść napisana niezwykle przystępnie i aż zdziwił mnie fakt, że nie miałam ochoty rzucić się z pięściami na główną bohaterkę. To wszystko razem wzięte – sentyment do zamków, baśni i książąt, plus niesamowicie ciekawa perspektywa dystopii z punktu widzenia tych najbardziej zamożnych, savoir-vivre, dyganie i zgięte paluszki, to świat tak odległy i nierealny dla nas, ludzi, którzy wyrośli z marzeń o pierwszym zawodzie bycia księżniczką, że aż mam ochotę płakać. Ostatecznie oceniam "Rywalki" całkiem wysoko. Może nawet zbyt wysoko, ale serio: podobało mi się. I to jak.

Mam nadzieję, że nie zniechęciłam Was aż tak bardzo. Nie miałam tego na celu, ponieważ "Rywalki" to lektura nader interesująca – miałka, infantylna, w przelocie irytująca, ale ciekawa, potrafiąca zaskoczyć czasem jakąś trafną myślą, nietypowym spostrzeżeniem. Nie polecam osobom, którzy zdeterminowanie dążą do przeczytania całej listy książek opracowanej przez BBC, albo w ogóle mają tę listę dawno za sobą, bo mogą dostać wylewu. Co najmniej. To książka typowo letnia, wakacyjna – w moim przypadku idealnie sprawdziła się po wolnym i cięższym "Przebudzeniu". To książka dla młodzieży przede wszystkim, dla fanek baśni i osób, których pierwszym wymarzonym zawodem było zostanie księżniczką (lub księciem). Szczególnie zalecana jako remedium na duszę wycieńczoną wymagającą lekturą, na książkowego kaca też zapewne wpisaliby to na receptę. I mam nadzieję jedynie, że książki zapewniające potrzebną dawkę dynamizmu, napięcia i miłości takie jak ta, nie wyprą nigdy z rynku tych, przy których ruszenie łbem będzie wymagane, bo "Rywalki" to nic innego jak właśnie luźna gadka, niewymagająca lektura, która jak żadna zakasuje skutecznością trzymania w niepewności przez chwilę, a nawet dłużej. Jeśli szukacie lekkiej książki, nie zawiedziecie się. Być może nawet zakochacie. 


Za możliwość uczestnictwa w Eliminacjach serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar! :))