Czytania
Pułapka uczuć | Nieprzekraczalna granica | Ta dziewczyna
Czy bylibyście w stanie? Wyjść na
scenę, zrobić show, wyrecytować, ofiarować innym kawałek siebie? Slam poetycki to swoista forma sztuki,
która łączy poezję z rywalizacją, która polega na zaprezentowaniu autorskiego
wiersza w przeciągu trzech minut, zainteresowaniu nim widowni, utrzymaniu jej
uwagi. Bez rekwizytów, instrumentów, kostiumów. Czy bylibyście w stanie
odwiedzić spotkania slamowe w swoich
miastach, wiedząc, że każdego razu wyłaniania jest także "ofiara", która nie zgłosiła
udziału, a która wystąpić musi? W Gdańsku, Krakowie, Olsztynie, Poznaniu,
Warszawie i wielu innych miastach? Czy bylibyście w stanie pójść tam wiedząc,
że w jury zasiąść może każdy z nas? W Polsce slam istnieje już dwanaście lat, w Stanach Zjednoczonych – jego
miejscu narodzenia – dwadzieścia
dziewięć, a w Wielkiej Brytanii: siedemnaście. Udowadnia, że poezja kiedyś i
dziś dotykała i dotykać będzie przeciętych mieszkańców, wychodząc poza kręgi
literatów, filologów i krytyków.
Nie kryję tego, że słabość mam do
poezji, tak samo jak nie ukrywam, że moją ulubioną autorką jest Colleen Hoover.
Pierwszą powieścią, którą napisała jest właśnie "Pułapka uczuć" (w oryginale: "Slammed"), która łączy oba te cudowne czynniki, tworząc kolejną powieść
pisarki, na której książkach zawieść się nie można. Opowiada ona historię dość
sztampową (lecz tylko z pozoru!): dziewczyna przeprowadza się do nowego domu
wraz z matką, bratem i bagażem obaw na przyszłość. O trudnościach
przeprowadzki, o pożegnaniach i dzielących kilometrach wspomniałam już raz w
innej recenzji, jednak "Pułapka uczuć" nie ma tak melancholijnego klimatu: tu
rozgoryczenie szybko ucieka w niepamięć – co jest dobrym początkiem
przezabawnej lektury, a jednocześnie trochę niedopracowanej i zbyt szybkiej
przygody głównej bohaterki Layken i
przystojnego chłopaka z domu naprzeciwko, Willa.
Wierzę, że pamiętacie recenzję "Szukając Kopciuszka" (#2,5 tom "Hopeless"), bo właśnie tam opisałam historię
nie tylko autorki, jej drogę na szczyt gatunku NA, ale i ogromną popularność,
jaką przysporzyła jej właśnie "Pułapka uczuć". Jednak czytając tę książkę, na
pewno zauważycie różnicę między nowszymi historiami spod jej pióra: mniej
wprawny język, i fakt, że "Pułapka Uczuć" różni się między innymi od "Hopeless" czy "Maybe Someday" luźniejszą tematyką. Przemoc, zdrada, niepełnosprawność,
gwałt? Tego tutaj nie znajdziecie. Jest wątek choroby, owszem, ale pojawia się
on dopiero w połowie powieści; jest strata bliskiej osoby, również się zgodzę –
ale w przeciwieństwie do choroby, od 1/3 książki już pomału zanika, a w połowie
kompletnie nie istnieje. Trudne tematy nie wypływają w "Pułapce uczuć" na
wierzch tak kompulsywnie, niespodziewanie – pojawiają się wraz z przypływem,
stopniowo i równomiernie, rozproszone ponadto dawką humoru, i skupiając się jednak mimo wszystko na dość
problematycznym wątku romantycznym. Dość problematycznym przede wszystkim dla
nas, czytelników – bo sama Colleen Hoover kreowała go pewnie z łobuzerskim
grymasem twarzy. Jedyne, co w nim bardzo mi przeszkadzało to, jak wspomniałam
kończąc drugi akapit, zbyt szybkie jego rozwinięcie i przejście do spraw
kolejnych. (Swoją drogą, pamiętacie jak to było z pierwszymi razami w "Hopeless"? Niestety, tutaj jest zupełnie przeciwnie.) Pierwsze spotkanie, pierwsza randka i pierwszy
pocałunek zamknięte w trzech rozdziałach. Może tylko zrzędzę, może zrzędziłabym
też gdyby te trzy etapy pojawiłyby się po dziesięciu rozdziałach, nie wiem.
Wiem tylko i jestem tego pewna, że całość potoczyła się za szybko, zbyt
nienaturalnie, nachalnie wręcz.
Objętość poprzedniego akapitu nie
jest jednak wprost proporcjonalna do ilości wad w "Pułapce uczuć" oczywiście,
choć wnioski takie wysnuć można. To mniej poważna i lżejsza siostra "Hopeless": główna bohaterka
również zupełnie szaloną przyjaciółkę, ale równie dobra. Historia ta nie ma wątków bardzo
ciężkich, choć obfita jest w mocno
zarysowany (głównie na początku książki) problem bolesnej straty oraz (w
drugiej połowie) ciekawie przedstawioną chorobę. Nie liczcie jednak na
wyciskacz łez, melodramat i maszynę, która zmusi Was do litowania się nad losem
bohaterów. Ta powieść jest najbardziej pozytywną książką reprezentującą gatunek
NA, najbardziej zabawną i zmuszającą do płaczu też z tych rozczulających
powodów! Mocno mnie zaskoczyła w wielu momentach, Colleen Hoover świetnie
poradziła sobie z wykorzystaniem potencjału, wszystko jest urocze, a
jednocześnie pełne przebłysków goryczy i niesprawiedliwości. "Pułapka uczuć" zapewni Wam tę
przerażającą dawkę frustracji, która niejednokrotnie zmusiła mnie do zamknięcia
oczu, przyciśnięciu dłoni do czoła, podenerwowanego zagryzania warg i tego
okropnego uczucia skręcenia w żołądku.
Uwielbiam, co książki robią z człowiekiem! Uwielbiam, co Colleen Hoover robi ze mną.
Uwielbiam, co książki robią z człowiekiem! Uwielbiam, co Colleen Hoover robi ze mną.
PS. Wiedzieliście, że książką, którą Sky czytała Holderowi w "Hopeless" była właśnie "Pułapka uczuć"?
PS2. I nie czytajcie opisów z tyłu okładki drugiego i trzeciego tomu, to koszmarny spojler!
PS2. I nie czytajcie opisów z tyłu okładki drugiego i trzeciego tomu, to koszmarny spojler!