Do trzech razy rozczarowanie. Nie lubię lutego.


Mam przed sobą listę przeczytanych książek w lutym i nie wiem, co napisać. Nie to, żeby 4 była jakąś złą liczbą, wcale taka nie jest. W numerologii plasuje się całkiem nieźle. Ludzie, którzy czwórkę mają za swoją ulubioną/szczęśliwą cyfrę, są poważni, powściągliwi, dbający o porządek, przywiązani do rutyny. Wiedzieliście? Cenią sobie wierność, są stabilni, wytrwali w zobowiązaniach, trzymają się terminów. I z przykrością muszę stwierdzić, że mój luty właśnie taki był: stabilny, zapracowany i wymagający. Mimo, że wraz z początkiem miesiąca zaczęły mi się ferie (które zaprzepaściłam oglądając serial) książek przeczytałam mało, porównując na przykład do stycznia. Strasznie mało. W dodatku od połowy miesiąca miałam totalne urwanie głowy, bombardowania sprawdzianami, okupacje pod tablicą i czasochłonne referaty. Sama jakość książek również nie była super-powalająca (nie licząc "Miniaturzystki", of kors) - same lekkie przeciętniaki, może nie słabe, ale też nie porywające.

Cała smutna historia zaczęła się od "Delirium", od którego oczekiwałam super-antyutopijnej historii, a dostałam tylko małą namiastkę tego.Trochę ta książka infatylna była, trochę przewidywalna, ale nigdy, naprawdę nigdy! nie zapomnę autorce tego, że tak pięknie potrafi pisać. Barwne obrazy, świetne, poetyckie porównania. 
Ze "Złodziejem Pioruna" już nie było tak kolorowo. Również oczekiwałam za wiele, i również dostałam za mało. Oczywiście, byłam świadoma, że a) mogę się nie złapać w pułap wiekowy wskazany gdzieś przez autora i, że b) zwykle bohaterowie, których losy śledzę, nie mają po 12 lat, ale książkoholizm znów mnie wydał i porywając się z motyką na słońce, kupiłam calusieńki pakiet. Pięć tomów. Obejrzałam również adaptację, ale to książkowe podsumowanie, a że ona nawet do książki nie zawiązuje, to nie wspomnę.
"Miniaturzystka" jest w 100% dopracowaną, solidnie zbudowaną i przemyślaną książką. Nie wiem już co o niej myśleć, taka jest wyjątkowa. Przeczytajcie recenzję, bo nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym tego w parę słów ująć. Zwykle nie potrafię.
I! Na cudowne, słodkie i przeszczęśliwe zakończenie.... "Człowiek Nietoperz"! Ups, przepraszam, chyba zaszła jakaś pomyłka. Do trzech razy sztuka mówią, z czterech na trzy przeczytane książki w zeszłym miesiącu czekało mnie rozczarowanie, czyż to nie katastrofa? A "Człowiek Nietoperz"? Słabiutki, nudny, mało kryminalny. Jeśli macie ochotę na Jo Nesbo, to radzę przyjrzeć się okładce, bo warto unikać. Jak ognia.

Takim oto akcentem ślę Wam najlepsze książkowe życzenia, obiecuję sobie, i Wam, że dla mnie marzec już zaczął się świetnie i tak samo się skończy. (Nie liczmy dzisiejszego śniegu, to już w ogóle jakieś nieporozumienie jest. Połowę lutego mnie olewał, a dzisiaj wraca i myśli, że wszystko okej). Kończę "Morze Spokoju", "Miasto Szkła" już szósty chyba raz idzie jak z płatka, a oblężona biblioteka wreszcie poddała się mojemu urokowi.
Najlepszych książek, mole!